niedziela, 20 października 2013

Rozdział Drugi


-Nie musisz Nam dziękować, na naszym miejscu każdy by tak zrobił.- powiedział chłopak w kręconych włosach.
-Mimo wszystko wam dziękuje. Nawet mnie nie znacie.
-To nie jest ważne, czy cię znamy pomaga się każdemu.
Uśmiechnęłam się do nich. Byłam jeszcze słaba, wszystko mnie bolało. Starałam się podnieść, aby lepiej ich widzieć. Sprawiło mi to dużo trudności.
-Nie przemęczaj się, niedawno co się przebudziłaś.-powiedział mulat.
Spojrzałam na niego, to właśnie dzięki niemu, wróciłam do świata żywych. Zatopiłam się w jego brązowych oczach, były takie wciągające. Szybko się opamiętałam, spojrzałam dyskretnie, czy ktoś to zauważył, zatrzymałam wzrok na chłopaku z grzywką na bok, miał jasne oczy. Uśmiechnął się do mnie znacząco.

No nie miałam nadzieje że nikt tego nie zauważy. Spuściłam niżej głowę, było mi głupio, że ktoś to widział. Wzięłam głęboki wdech.
-Możecie mi powiedzieć od jak dawna tutaj jestem? -zapytałam
-Dokładnie, teraz mija tydzień.- powiedział dość niewyraźnie blondyn, gdyż w tej właśnie chwili jadł ciastko z czekoladą.
-Tak długo. –Byłam w  szoku przez tyle dni byłam nieprzytomna.
-Codziennie, któryś z nas tu był, a ten tutaj.- wskazał na mulata- Siedzi cały czas.
Wspomniany chłopak spojrzał na Louisa ostrym wzrokiem. Ten podniósł ręce do góry w geście, że nie chce walki.
-Spokojnie, ja tylko mówię prawdę.- usprawiedliwiał się.
-Tak, to ciekawe od kiedy mówisz prawdę.- powiedział zachrypniętym głosem.
- Zawsze….gdy sytuacja tego wymaga.- dokończył uśmiechając się do mnie.
Odwzajemniłam uśmiech. Spojrzałam dyskretnie na chłopaka siedzącego bliżej mnie. To prawda  nieciekawie wyglądał, oczy zmęczone, sińce pod oczami o zarost kilku dniowy. Było mi go szkoda przeze mnie tak wyglądał.
- Nie martw się tym co oni mówią, czuje się świetnie.-odparł uśmiechając się do mnie.
,,Boże, co za cudowny uśmiech, normalnie się w nim rozpływam.”
-Wszystko będzie dobrze.- odezwał się blondyn, właśnie otwierał kolejne pudełko z ciastkami. Jedno mnie zastanawia, skąd on ma te łakocie.
-Niall przestań się opychać przez ciebie niedługo będziemy musieli kupić nowy samochód, bo w ten obecny się nie zmieścisz.- powiedział Liam
-Wcale nie jestem gruby, mogę zjeść tyle ile chce, mam dobrą przemianę materii.
- Tak, pewnie wmawiaj sobie, wiele razy musiałem wychodzić z pokoju, bo nie mogłem oddychać.- powiedział Harry.
- Nie jest tak, źle.
-Kiedy się rozchorujesz, wtedy znienawidzisz słodycze.
-One nigdy nie zrobią mi krzywdy, kiedy je jem zawsze mnie wspierają.-powiedział, delektując się ciastkiem
Wszyscy wraz ze mną spojrzeliśmy się  na niego. Liam pokręcił głową z niezadowoleniem.
-Paul, będzie na nas zły, że cię nie przypilnowaliśmy. Za każdym razem gdy przytyłeś, musieliśmy ćwiczyć z tobą, bo Paul twierdził że to nasza wina.
-Ale nie uważacie że było zabawnie.
-Tak bardzo, a w szcególności  wtedy jak kończyliśmy ćwiczenia, zawsze  pod koniec zostawałeś przyłapany na podjadaniu swoich ulubionych ciastek, mam dość takich ćwiczeń.-powiedział Harry.
 Przysłuchiwałam się ich rozmowie od początku tej wizyty miałam wrażenie że skądś ich znam. Moje przemyślenia przerwał Zayn.
- Nad czym się zastanawiasz?
- Tak sobie myślę, że skądś was kojarzę ale nie mogę sobie przypomnieć.
Ci spojrzeli na siebie.
-Może, kiedyś się minęliśmy. -powiedział Liam
-Być może, mam nadzieję że sobie przypomnę.
- A więc, Tomi.- przeczytał Louis z karty pacjenta.- Jak się czujesz, powiedz doktorowi.
Zaśmiałam się, brzmiał dokładnie jak lekarz i wyglądał. Miał na sobie biały fartuch i czarne okulary, które były jak denka od słoików, nie wiem skąd to wziął
-A więc, panie doktorze czuję się świetnie, poza tym że fatalnie wyglądam.
-Nie jest tak źle.-powiedział Harry
-Dzięki, nie ma za co od razu czuje się lepiej.- odparłam
-Uważam, że wyglądasz ślicznie.-powiedział Malik
-Dziękuje.
Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce.
-Ooo Zayn, jakie komplementy mówi, ale zaraz, chwileczkę kiedy dzisiaj przechodziłeś koło  mojego pokoju, powiedziałeś że wyglądam okropnie.- powiedział Harry udając, że płacze.
Lim zaczął go pocieszać.
-Harry, nie płacz on pewnie był zazdrosny, że ty tak świetnie wyglądasz rano a on nie .
Chłopak spojrzał na Liama wzrokiem opuszczonego szczeniaka i pociągnął nosem
-Tak myślisz, boże jak ja się cieszę, że cię mam. Zawsze potrafisz mnie pocieszyć.
Obaj zaczęli się przytulać, Liam delikatnie głaskał go po włosach. Mówił do niego, że zawsze będzie przy nim, nikt nie zrobi mu krzywdy. Na tę wypowiedz, chłopak uśmiechał się i dziękował mu.
Nie mogłam wytrzymać z tej sceny, zaczęłam się głośno śmiać, wszyscy zgromadzeni spojrzeli się na mnie, a następnie sami wybuchnęli głośnym śmiechem. Nie długo miałam możliwość śmiać się, gdyż poczułam ból u dołu  brzucha. Złapałam się za niego.
- Boże, Tomi co ci jest, zaraz zawołam lekarza.- Liam zaczął panikować.
Pomachałam szybko ręką na znak sprzeciwu.
-Nic mi nie jest.
-Przecież widzimy, że coś cię boli, to nie są przelewki, nie dawno miałaś wypadek.-powiedział Niall
No tak, całkowicie zapomniałam o wypadku. Wszystko co wydarzyło się przed wypadkiem wróciło tylko że z dwojoną siłą.
-Nie macie co się martwić , to tylko przez to że gwałtownie zaczęłam się śmiać.
-Powiesz nam gdyby coś cię bolało, prawda?- zapytał Zayn
- Tak powiem wam, a teraz chce wam podziękować, że tak przy mnie czuwaliście, ale pewnie macie swoje życie, więc możecie do niego wrócić.
Spojrzałam na całą piątkę, mój  wzrok utkwił na Harrym, ponieważ ten zaczął płakać.
-Słyszeliście to chłopaki, już nas nie potrzebuje, wyrzuca nas jak zużyte skarpetki. Nie masz serca. –powiedział łkając i smarkając w chusteczkę, którą wręczył mu Louis.
Westchnęłam.
-Nie miałam tego na myśli, po prostu mam poczucie winy, że tu siedzicie, a nawet mnie nie znacie.- powiedziałam.
-Taa jasne, tylko winny się tłumaczy. Zostaniemy tu nawet na noc.
- Ja mówię poważnie, wróćcie do domu i odpocznijcie jesteście wykończeni siedzenie tutaj.- dalej drążyłam temat ale oni ciągle zaprzeczali. Po chwili do sali weszła pielęgniarka w towarzystwie lekarza. Spojrzał się na Louisa, gdyż ten cały czas miał na sobie biały fartuch,  który zabrał z dyżurki. Chłopak szybko zdjął ubranie, a następnie pobiegł odłożyć ,,pożyczoną” rzecz. Chciała mi się z tego śmiać. Lekarz wraz z pielęgniarką nawet tego nie skomentowali.
-Widzę, że już się pani obudziła. Jak się pani czuje?- zapytał mężczyzna.
-Dobrze, wszystko w porządku, nic mnie nie boli.
Zauważyłam mały ruch Liama, który kierował się do lekarza, domyślałam się że chce powiedzieć o wcześniejszym incydencie. Spojrzałam na niego z przymrużonymi oczami, delikatnie podniosłam dłoń i przyłożyłam ją do szyi, po chwili przekazałam mu, że jeśli powie coś lekarzowi to go zabije. Chłopak od razu zrozumiał przekaz i cofnął się, chowając za Zaynem. Cała czwórka i pielęgniarka zaśmiali się cicho, jedynie doktor nic nie zauważył.
-Dobrze teraz panią zbadam. Proszę, abyście panowie opuścili pokój pacjentki na czas badań.
Podczas badania siedziałam cicho, kiedy skończył oświadczył że wszystko jest w porządku.
-Ma pani bardzo miłych przyjaciół, codziennie tu byli, a ten brunet codziennie przy pani siedział.
 Było mi głupio, źle się z tym czułam, znowu komuś niszczę życie.
- Proszę się nie martwic, widać to po pani.
-Tomi, proszę mi mówić po imieniu. Nie wypada żeby pani mi mówiła per pani.- powiedziałam uśmiechając się do niej.
- No dobrze, ja tu nie jestem już potrzebny.- powiedział lekarz
-Panie doktorze, mam jeszcze jedno ważne pytanie, proszę mi powiedzieć kiedy będę mogła wyjść do domu.
-Jest Pani po ciężkiej operacji, myślę że poleży Pani tu jakiś czas.
Nie ucieszyła mnie ta wiadomość. Kiedy mieszkałam jeszcze w domu dziecka, często bywałam w tym miejscu.
-Dziękuje doktorze.
Ten tylko się uśmiechnął i wyszedł z sali, kiedy pielęgniarka skończyła poprawiać kroplówkę ,również wyszła. Przy wejściu usłyszałam jakieś hałasy.
-O boże to One Direction, koleżanki mi nie uwierzą. – Usłyszałam pisk jakiejś dziewczyny. Lekarze starali się ją uciszyć, tłumacząc jej, że właśnie znajduje się w szpitalu. Byłam w szoku kiedy do dziewczyny podeszli chłopcy, a następnie zaczęli się podpisywać na jej koszulce. Klepnęłam się dłonią w czoło, no tak to dlatego wydawali się tacy znajomi. Oni byli tym sławnym zespołem, o którym Billy tyle gadał. Nagle posmutniałam, gdybym nie poznała go wszystko by się inaczej potoczyło. Moje rozmyślenia przerwało pukanie , spojrzałam na drzwi  w nich stała cała piątka. Uśmiechnęłam się do nich.
-Możemy?
-Jasne, przecież nie na co dzień można spotkać takie gwiazdy.- dokończyłam wypowiedź.
Chłopcy zaczęli się drapać po głowie, byli zakłopotani.
-Tak jakoś wyszło.
-Ta jasne, mogliście mi powiedzieć a nie ja sobie  zaprzątam głowę starając się przypomnieć skąd ja was znam.
- Naprawdę jest nam głupio, przepraszamy.-powiedział  Harry
-No dobra nic się nie stało.
-Dobra, chłopaki musimy się zbierać, mamy o piątej wywiad.
-To lećcie bo się spóźnicie.
-Wpadniemy do ciebie jutro.- powiedział Niall.
-Spoko, a teraz już idźcie.
Chłopcy pożegnali się ze mną, zostałam sama dzięki czemu mogłam sobie wszystko przemyśleć na spokojnie. Całe moje życie jest jak kłębek włóczki długie i zaplątane.
Gdyby moi rodzicie nie zostali zamordowani, żyłabym jak każda zwykła nastolatka. Była bym Kimberly Jones, a nie Tomi Kawlis. Policja, która przybyła na miejsce zbrodni zabrała mnie do szpitala, gdzie zajęli się mną najlepsi specjaliści.  Kiedy tam przebywałam, komisarz, który zajmował się tą sprawą, postanowił zmienić moją tożsamość, w celu bezpieczeństwa. Nikt już nie nazwał mnie Kimi tak jak robiła to moja mama. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Zrobiło mi się naprawdę przykro byłam sama w tym pustym, białym pomieszczeniu. Zamknęłam oczy aby więcej łez  nie mogło wypłynąć.
- Widzę ,że się dobrze trzymasz Tomi. -powiedziała postać chytrym głosem
Otworzyłam, szeroko oczy.
-Co ty tu robisz, Billy? …. 

piątek, 4 października 2013

Rozdział Pierwszy




Odzyskałam przytomność, tylko na chwilę. Co jakiś czas słyszałam głos mężczyzny, ten sam co wcześniej. Był taki kojący. Dzięki niemu nie odczuwałam takiego dużego bólu. Próbowałam otworzyć oczy, lecz na nic zdały się starania, czułam jakbym miała je sklejone. Niewielki ruch jakąkolwiek częścią ciała sprawiał przeszywający ból. Siedzący, mężczyzna trzymał moją dłoń. Czułam od niego, ciepło. Było mi tak dobrze, miałam wrażenie, że w końcu los się do mnie uśmiechnął i Bóg wynagradza mi wszystkie cierpienia jakie przeżyłam. Powoli starałam się otworzyć oczy z wielkim trudem, udało mi się. Mężczyzna schylił się na de mną. Zauważyłam, jego piękne,brązowe oczy, przypominały gorącą czekoladę, błyszczały jak diamenciki. Były piękne. Uśmiechnęłam się do Niego.
On odwzajemnił mój uśmiech, był taki łagodny  i ciepły. Właśnie, dzięki tej osobie mogłam w spokoju odejść do rodziny, za którą tak tęsknie, muszę mu za to podziękować. Zaczęłam delikatnie poruszać ustami. W końcu, udało mi się wydukać tak, proste a zarazem znaczące słowo.
-Dziękuje…..- wyszeptałam, a następnie moja ręka opadła bezwładnie.
Respirator do którego byłam podłączona zaczął piszczeć jednym dźwiękiem, który informował, że to już mój koniec. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, ale nie przepełniona smutkiem, lecz szczęściem. 
-Proszę się odsunąć, zaczynamy reanimację, pacjentki.Za ile będziemy na miejscu? –zapytał krzycząc ratownik.
-Za 10 minut, będziemy na miejscu.
-Szybko, musimy się pośpieszyć, nie możemy jej pozwolić umrzeć.
Po chwili ratownicy rozpoczęli akcję ratunkową.
****
Gdy otworzyłam oczy, znajdowałam się w białym pomieszczeniu, w pobliżu nie było nikogo, byłam sama, znowu. Usiadłam na ławce, która znajdowała się obok mnie. Podkuliłam nogi, siedziałam tak, jakiś czas. Nagle,  w oddali zauważyłam, ciemną postać zbliżającą się do mnie. Przymrużyłam oczy, aby dostrzec kto to. Otworzyłam, szerzej oczy, nie mogłam tego zrozumieć, dlaczego przede mną stała moja babcia. Uśmiechała się tak łagodnie. To właśnie Ona poświęcała mi najwięcej uwagi. To na nią, mogłam zawsze liczyć. Pocieszała mnie gdy, rodzice krzyczeli  na mnie. Była najważniejszą osobą w moim życiu, lecz niedługo przed moimi 5 urodzinami, zmarła na raka. Kiedy byłam mała, nie rozumiałam tego, dlaczego mnie opuściła. Kilka miesięcy później, odebrano mi resztę rodziny.  Babcia usiadła obok mnie i objeła ramieniem. Poczułam od niej, ciepło i miłość jak do własnego dziecka.
-Tomi, nie powinnaś tu jeszcze być, jeszcze nie nadszedł twój czas.-odezwała się łagodnym głosem.
-Ale, babciu ja chce z tobą zostać, tu mi jest dobrze.
-Wiem, że jest ci tu dobrze. Ale, tak nie powinno być. Jesteś jeszcze młoda. Powinnaś  przeżywać różne przygody.
-Powiedź mi babciu, co mi po przygodach, jak jestem sama. Nie mam nikogo bliskiego, straciłam wszystkich.
-Nie martw się, przyjdzie taki czas, kiedy odnajdziesz tą jedyną osobę, która cię pokocha, taką jaką jesteś, czyli zabawną i radosną, młodą dziewczyną, która jak każdy ma marzenia, które chce, żeby się spełniły.
Uśmiechnęłam się do niej. To właśnie Jej udawało się mnie pocieszyć. 
-Dziękuję Ci babciu.
-Nie, to ja Ci dziękuję, moja wnuczko. Pamiętaj ,że zawsze będę przy Tobie. Jestem twoją rodziną, na którą możesz liczyć. Będę Cię pilnować, tam z góry.
Babcia, wstała z ławki, zaczęła się kierować w stronę światła.
Czyli, tak ma się to wszystko skończyć. Mam wrócić, do świata żywych i żyć tak jak wcześniej…borykać się z problemami, które mnie przerastają. Muszę to zrobić dla babci, aby tam na górze, nie wstydziła się za mnie.
Nagle poczułam jak coś mnie wciąga w jakąś otchłań, po chwili zaczęłam otwierać oczy.
-Mamy ją, szybko na salę operacyjną.
Jednak, wróciłam. Żegnaj spokojny świecie, witaj problematyczna rzeczywistość.
Kiedy byłam na Sali operacyjnej, zrobiło mi się zimno. Uśpili mnie, a następnie zaczęli operować. Śnił mi się ostatni wypad do wesołego miasteczka w raz z babcią, to był udany dzień.


Usłyszałam, jakąś rozmowę, obok mnie. W pomieszczeniu, znajdowało się co najmniej pięć osób, byli to sami mężczyźni. Tylko jeden głos był mi znajomy, to właśnie ten głos należał do mężczyzny, który był ze mną w karetce.
-A jeśli jest z nią tak źle, że się nie obudzi?- usłyszałam, właśnie ten kojący głos.
-Zayn, spokojnie lekarze sami powiedzieli, że wszystko jest w porządku, wszystko zależy od niej kiedy się obudzi.
A więc, mój wybawca ma na imię Zayn, bardzo ładne  imię. Nie myśląc o tym, że ktoś może to zauważyć uśmiechnęłam się.
-Ej, chłopaki Ona się uśmiechnęła.
A jednak, ktoś zauważył, zaczęłam powoli odchylać powieki, lecz po chwili je zamknęłam, w pomieszczeniu było za jasno. Starałam się im powiedzieć, aby zgasili te światło, ale z mojego gardła wydał się tylko charkot.
-Nic, nie mów. Powinnaś odpoczywać.
Nie, muszę to powiedzieć. Wzięłam głęboki wdech.
-Proszę, zgaście, światło.-powiedziałam na jednym wydechu.
-Już, już…..
Po chwili, w pomieszczeniu, było ciemno. Otworzyłam, ponownie oczy. Było o wiele lepiej. Zaczęłam rozglądać się dookoła, przy moim łóżku, siedziało pięciu chłopaków. Na ich twarzach, widniało zmęczenie, ulga, radość. Było mi ich szkoda. Przeze mnie, tak wyglądają. Uśmiechnęłam się łagodnie i jedyne na co mnie stać było, powiedzieć:
-Dziękuje, że mnie uratowaliście…….

niedziela, 29 września 2013

Prolog


Czy zastanawialiście się kiedyś nad swoim życiem, czy wszystko zdążyliście zrobić, czy  przeprosiliście swoich bliskich za wszystko co zrobiliście kiedyś. Ja nie miałam takiej możliwości, nie dane mi było cieszyć się tym krótkim życiem. Właśnie teraz, leżałam uwięziona we wraku samochodu, który miał dachowanie ze mną w środku. Nie czułam niczego, byłam sama na tej pustej drodze.  Czy tak ma się skończyć te żałosne i krótkie życie Tomi Kawlis. Było mi coraz zimniej. Wszystko było rozmazane, z samochodu wydobywał się dym. Chciało mi się płakać, co ja takiego zrobiłam,że Bóg mnie tak karze. Moje,życie dawno temu  się skończyło. Kiedy miałam 5 lat moi rodzice  i siostra zostali zamordowani, moim domem stał  się Dom Dziecka, w którym żyłam z dnia na dzień, świadoma tego że nie mam już nikogo bliskiego, ale właśnie wtedy los się do mnie uśmiechnął, poznałam tam Billego, chłopca w moim wieku, zaprzyjaźniliśmy się, każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. W moje osiemnaste urodziny, musiałam opuścić Dom Dziecka, taka była kolej rzeczy. Zamieszkałam w małym mieszkanku w Centrum Londynu. Postanowiłam na nowo stworzyć swój świat razem z Billym. Ale wszystko się inaczej potoczyło, właśnie ta jedyna osoba mnie zdradziła, była dla mnie jak rodzina. Billy okazał się zwykłym zdrajcą, udawał wobec mnie miłego. Wszystko co mi mówił było kłamstwem. Przez tyle lat, mówił jaka jestem fantastyczna, a tak naprawdę, mówił o mnie same złe rzeczy. Tak naprawdę miał kochającą rodzinę i to nie biedną. Jego ojciec był wysoko postawionym urzędnikiem, a matka znaną artystką. Całe życie było kłamstwem i co mi z tego pozostało, nic dosłownie nic.
            Byłam coraz bardziej śpiąca, nie miałam czucia w żadnej części ciała. Chciałam, już zasnąć, mieć już za sobą to wszystko. Spotkać się z rodziną i być z nimi.Chciałam poznać tą rodzicielską miłość.
            Nagle, przed moimi oczami ukazało się światło…było takie ciepłe, coraz bardziej się zbliżało. Niestety dłużej nie mogłam wytrzymać…..usłyszałam tylko, ten anielski głos, który coś do mnie mówił…..nie mogłam za bardzo zrozumieć co,ale wydawało mi się, że były to słowa:,, Proszę nie zasypiać, zaraz Cię uratujemy…” to było ostatnie co usłyszałam…………