sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział Dziewiąty

Koniecznie przeczytajcie pod rozdziałem!!!!!!!!!!!!!



Rano było mi bardzo wygodnie. Nie przeszkadzała mi nawet ta sauna w namiocie. Zapach perfum Zayna drażnił mój nos. Chłopak obejmował mnie delikatnie. Spojrzałam się na niego, wyglądał tak spokojne. Kilku dniowy zarost dodawał mu charakteru. Był totalnie w moim guście. I do tego czekoladowe oczy schowane pod powiekami. Westchnęłam, niewyobrażalnie dobrze czułam się w jego towarzystwie. Z nikim nigdy nie czułam takiej więzi. Każdy z chłopaków miał coś w sobie. Z pozostałą czwórką miałam raczej stosunki takie jak powinny być pomiędzy rodzeństwem, ale z Zaynem było inaczej. Wpatrywałam się jeszcze jakiś czas w twarz mulata. Nawet nie zauważyłam, że chłopak się obudził i teraz i on się mi przygląda. Nie mogłam oderwać oczu od jego. Coraz bardziej ciągnęło mnie do jego osoby.
-Dzień dobry.- Powiedział ziewając.
-Dzień dobry. – Odparłam.
Nie wiedziałam, co jeszcze powiedzieć. Wciąż tkwiłam w jego objęciach.
-Mam nadzieje, że dobrze Ci się spało, bo mi świetnie.
-Tak, dziękuje gdyby nie ty pewnie nadal bym się kręciła i Ci tylko przeszkadzała.
Delikatnie zaczęłam wstawać, ale po chwili powrotem leżałam, przygwożdżona do materaca.
-Leż, pewnie jeszcze nikt nie wstał a my nie będziemy się pierwsi zrywać. Jest jeszcze wczesna pora. – Powiedział zamykając oczy.
Zaśmiałam się, ale z niego leń.
-Nie ma spania, w takim razie pokażemy, że my śpiochy wstajemy tak wcześnie. – Odparłam a w miedzy czasie próbowałam zdjąć z siebie rękę Zayna. Ciężko mi to szło zdecydowanie zbyt wiele siły w to wkładał. Po kilku minutach dałam sobie spokój.
-Dobra wygrałeś, nie mam siły się z Tobą siłować. Chłopak uśmiechnął się do siebie.
-Dobra dziewczynka.
Cały czas leżeliśmy w namiocie i gadaliśmy o wszystkim, co się nasunęło. Wspomniałam mu, że wybieram się do ASP ta informacja go ucieszyła gdyż wierzył w moje umiejętności. Co prawda, co jakiś czas dopadały mnie wątpliwości, ale On od razu mnie pocieszał, że dam radę. Spojrzałam na zegarek, który położyłam przy głowie. Wskazówki pokazywały godzinę 10: 45, było już tak późno.
-Koniec tego leniuchowania, czas wstawać mieliśmy wcześnie wyjechać i co.
Wstałam z miejsca w miedzy czasie chłopak jęczał, że nie chce mu się wstawać. Postanowiłam użyć drastycznych środków. Chwyciłam butelkę napełnioną wodą i po chwili cała zawartość wylądowała na mulacie. Patrzyłam jak szybko się obraca w moim kierunku. Jego wzrok mówił mi, że nie będzie łatwo przed nim uciekać gdyby wzrok mógł zabijać. Szybko w miarę moich możliwości wyszłam z namiotu i podskakując na jednej nodze udałam się do namiotów chłopaków. Tylko jedno wolne miejsce było w namiocie Harrego, pewnie Lou gdzieś polazł. W miarę szybko weszłam do namiotu i okryłam się śpiworem Lou. Modliłam się tylko żeby mnie nie znalazł, bo będzie ze mną krucho. Poczułam, że osoba obok mnie, objęła mnie wokół pasa. Cholera tego się nie spodziewałam.
-Lou zmieniłeś perfumy. Wiesz, że kocham ogórki.- Kędziorek zaczął majaczyć przez sen.
Zachichotałam pod nosem. Czekałam grzecznie aż mulat mnie namiot, w którym się ukrywam. Po chwili jego cień zniknął. Nie mogłam już oddychać pod tym śpiworem. Wyszłam z pod niego. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Byłam na jakiś czas bezpieczna. Spojrzałam się na Lokowatego coś w jego wyglądzie wydawało mi się znajome. Wpatrywałam się w niego tak jakiś czas. Gdzieś Go już widziałam tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Po chwili chłopak zaczął się budzić. Kiedy mnie zobaczył troszeczkę się przestraszył, zamknęłam mu szybko buzie.
-Proszę tylko nie krzycz. – Powiedziałam zdejmując dłoń ze jego ust.
-Możesz mi powiedzieć, co ty tu robisz i gdzie jest Louis? -Zapytał spokojnie.
-Aktualnie się ukrywam a co do Louisa to nie wiem gdzie polazł. Jak tu zajrzałam wcześniej to go już nie było.- Odparłam spokojnie.
- Rozumiem, jeśli mogę się domyślać uciekasz pewnie przed Zaynem.
Zdziwiłam się, skąd On wiedział.
-Nie patrz się tak na mnie, mam oczy i widzę, co się miedzy wami dzieje. A więc co się stało, że przed nim uciekasz? -Zapytał siadając po turecku.
-Wylałam na niego wodę. – Odparłam.
Po chwili ciszy Harry wybuchnął śmiechem. Nie wiem, co w tym takiego śmiesznego.
-Powiem Ci jedno, masz prze chlapane dziewczyno.- Powiedział poprawiając swoje włosy.
-No, co ty nie powiesz. Aż się boje wyjść poza ten namiot.
- W końcu będziesz musiała niedługo stąd wyjeżdżamy.- Powiedział wstając.
Nie musiał mi tego mówić, byłam tego pewna. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam za Harrym. Kiedy chłopak wyszedł wychyliłam delikatnie głowę z namiotu w pobliżu nigdzie nie widziałam mulata. Nagle wyczułam kogoś obecność nad sobą. Opuściłam głowę.
-Cholera.- Zaklęłam.- Chciałeś coś ode mnie ? -Zapytałam niewinnie.
-A żebyś wiedziała. – Powiedział a następnie wylał na mnie całą zawartość butelki.
-Aaaa, niech no Cię dopadnę.- Powiedziałam.
-Nie uda Ci się w tym stanie.- Odparł, odchodząc.
Usiadłam sobie wygodnie, nie miałam, czym się wytrzeć a jedyne, co było pod ręką to bluzka chyba, Harrego. Wzięłam ją do rąk i zaczęłam się wycierać. Wszyscy przyglądali się moim poczynaniom. Dla nich to było zabawne, ale nie dla mnie. Poprawiłam włosy i siedziałam sobie spokojnie aż złożą namioty. Po niespełna 20 minutach został im ostatni, w którym właśnie siedziałam. Kiedy bawiłam się zamkiem od namiotu podszedł do mnie Liam.
-Tomi, mogła byś usiąść sobie tam przy palenisku a my szybciutko złożymy namiot. Nadal byłam wściekła na Zayna, a chłopcy nawet mi nie pomogli. Chwilę się zastanawiałam, jak to wszystko rozwiązać.
-Nie rozmawiam z wami.- Odparłam.
Liam stał ze zdziwioną miną. Po chwili przyszli pozostali.
-Liam, na co czekasz, składaj ten namiot i jedziemy coś zjeść, głodny jestem.- Powiedział Niall.
-Wiesz chciałbym, ale Tomi się buntuje. Powiedziała, że z nami nie gada.- Powiedział drapiąc się po głowie.
-No Tomi, na serio? Nie możesz gniewać się na Nas w samochodzie? -Zapytał Niall.
Odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie mam zamiaru im tak szybko wybaczyć. Nie minęła nawet sekunda a już byłam w ramionach Lou. Zaczęłam krzyczeć i bić go, ale nic to nie dało.
-Przestań się szarpać, bo spadniesz.- Powiedział usadawiając mnie w samochodzie. Całe te przedstawienie jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Zapięłam bezpiecznie pasy i czekałam aż reszta wszystko usprzątanie. Nie musiałam długo czekać już po chwili miejsce obok mnie zajął Liam a reszta pozostałe. Przede mną siedział Lou. Postanowiłam mu trochę dopiec i położyłam swoje nogi między fotele jego i Niella. Chce wojny to ją będzie miał. Liam podśmiewał się pod nosem. Machałam sobie w rytm muzyki, jaka leciała w radiu. A że była to szybka piosenka to ich fotele się ruszały.
-Czy możesz przestać, to robić. Nie możemy spać. – Powiedział Lou.
-Przepraszam czy mi się wydawało czy ktoś coś mówił, Liam kotenieńku czy coś mówiłeś?- zapytałam miłym głosem. Liam już nie mógł wyrobić i zaczął się głośno śmiać.
-Nie mogę z wami, szczerze czuje się jak w dobrej komedii. – Powiedział wycierając łzy.
To dobrze, że to go rozbawiło, zawsze starał się przy nas być taki poważny. W końcu udało mi się go rozśmieszyć. To był mój wielki sukces. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Wiesz Tomi wydaje mi się, że ktoś coś szeptał, ale nie mam pojęcia, kto. – Powiedział.
-Ej…bez takich my po prostu chcemy spać. W nocy nie za dobrze spaliśmy.- Zaczął się tłumaczyć, Niall.
-W takim razie, co wy robiliście w nocy, …chociaż nie, nie mówcie, wole nie wiedzieć. – Szybko dopowiedziałam.
-Ja również nie chce wiedzieć.- Powiedział Zayn.
Tak jechaliśmy w ciszy, aż w końcu zasnęłam szczerze nie mam pojęcia jak. Śniło mi się to samo, co kilka dni temu. Łąka, na której byliśmy kilka godzin temu a potem ta kobieta na placu zabaw. Kiedy miałam już zobaczyć twarz, obudziły mnie jakieś krzyki. Przetarłam zaspane oczy. Rozejrzałam się skąd dochodzą te odgłosy. Już po chwili ujrzałam całą piątkę dyskutując o czymś zawzięcie. Wyszłam z samochodu. Spojrzałam się na nich, oni mnie nie zauważyli. Cały czas przypatrywałam się im jak się przy tym wszystkim kłócą. Już zaczynała mnie głowa boleć od tych wrzasków.
-Możecie w końcu się zamknąć i na spokojnie wszystko robić?- Zapytałam masując skronie, lecz to było na nic.
-To nie nasza wina, że Lou coś zepsuł.- Powiedział Harry.
Spojrzałam się na wspomnianego chłopaka, który się tylko głupio uśmiechał. Tak to jest, kiedy dopuszczasz głupiego chłopaka do czegoś. Pokuśtykałam, do Liama który zajął się robotą.
-I jak tam sytuacja?- Zapytałam
-Do kitu, Lou jak to możliwe, aby coś takiego zepsuć.- Powiedział niedowierzając.
-To, po co go dopuszczaliście do tego.- Powiedziałam.
-Ponieważ powiedział, że potrafi to naprawić, a zrobił jeszcze gorzej.- Zaczął się drzeć Niall.
Westchnęłam. Usiadłam na poboczu i czekałam aż to wszystko się skończy. Szczerze miałam już dość tego wyjazdu, wszystko się psuło w tym samochodzie, jak nie klimatyzacja to radio, jak nie pasy to coś z silnikiem.
-Jedyne, co mogę stwierdzić to wasze samochody to złomy. –Powiedziałam.
Chłopcy od razu się zbulwersowali.
-Nie prawda mamy świetne samochody, które są bardzo drogie.- Powiedział Hazza.
-No i co z tego, że są drogie jak ich, jakość jest gorsza.
-Nie wiem, o co Ci teraz chodzi. Ciągle czepiasz się naszych samochodów, jak nie Zayna to tego. W końcu my jakiś mamy, a nie……- zaczął się drzeć Harry. To, co powiedział totalnie mnie zszokowało, nie spodziewałam się tego, a co najważniejsze chłopcy również. W moich oczach pojawiły się łzy. Szybko je wytarłam tak, aby nikt ich nie zauważył. Wstałam szybko na ile pozwoliła mi noga. Ruszyłam do samochodu, wzięłam swój plecak jak również kule. Poprawiłam jeszcze koszulkę i ruszyłam w kierunku miasta. Nawet nie pożegnałam się z nimi. Szłam bardzo powoli, ale nie zamierzałam się cofać. Może to prawda, że nie mam samochodu gdyż został totalnie zmiażdżony na wysypisku. Jak również nie jestem tak bogata jak oni i nie stać mnie na nowy. Jestem po prostu szarym człowieczkiem, który żyję, jak co dzień nie mając konkretnego celu. Nie mogłam już utrzymać łez, zaczęły lecieć jak wodospad. Byłam już jakiś kawałek, ale i tak słyszałam jak chłopacy się na niego drą. Po niespełna kilka minut usłyszałam jak ktoś za mną woła nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Poczułam delikatne szarpnięcie, po dotyku wiedziałam, że to Zayn. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w twarz nie teraz, kiedy jestem zapłakana.
-Tomi, proszę nie smuć się i nie denerwuj się na niego. On wcale tak nie myśli.- Powiedział łagodnie. – Proszę wróć ze mną do samochodu nie będziesz szła na piechotę. Tomi proszę Cię spójrz na mnie.- Kontynuował.
Kiedy nie zauważył żadnej reakcji z mojej strony, przekręcił moją twarz w swoją stronę. PO chwili mocno mnie przytulił nie wytrzymałam tego i Wybuchnęłam płaczem. Wszystko się na mnie zwaliło, całe emocje.
-Ciii, nie płacz. Jestem przy Tobie, zawsze możesz na Nas liczyć. Pamiętaj jesteśmy Twoją rodziną nawet Harry. Nie przejmuj się Nim po prostu każdy jest podenerwowany tą sytuacją z samochodem. Uspokój się, weź głęboki wdech.- Powiedział tak czule, jakoś jego głos koił mój wewnętrzny ból. Delikatnie odsunęłam się od Niego. Chłopak przetarł kciukiem moje oczy a następnie szeroko się uśmiechnął odwzajemniłam go. Tak jak mi polecił wzięłam głęboki wdech a następnie wypuściłam całe powietrze, poczułam się lepiej. Ruszyliśmy powrotem do chłopaków. Styles stał z głową w dół, a reszta współczująco się uśmiechała. Delikatnie odwzajemniłam uśmiech. Ominęłam Lokowatego i zasiadłam na swoim miejscu. Nie miałam zamiaru się do niego odzywać. Spędziliśmy na przymusowym postoju jeszcze pół godziny, po tym czasie samochód był już sprawny. Liam coś mi tłumaczył, co się zepsuło, ale ja nadal nie rozumiałam w końcu prawda jest taka, że się nie znam na samochodach. Wcześniejszy samochód kupiłam po tym jak Billy mi go doradził. To on mi zawsze naprawiaj rzeczy, które się zepsuły. Nagle otworzyłam szeroko oczy, właśnie sobie uświadomiłam, że przed wypadkiem to właśnie Billy coś grzebał w moim samochodzie. Wtedy mówiłam mu, że wszystko jest sprawne, ale On ciągle się narzucał, że sprawdzi na wypadek czegoś. No właśnie czegoś, takiego jak mój wypadek samochodowy, w którym miałam zginąć jak wcześniej wspomniała policja to nie był wypadek, tylko mówiąc wprost próba zabójstwa. Właśnie teraz sobie to uświadomiłam wszystko, co mnie złego spotkało miało związek z Billym to właśnie On zachowywał się podejrzanie. Za każdym razem. Od tego wszystkiego huczało mi w głowie. Zapanowała we mnie panika. Zaczęłam głęboko oddychać. Ta osoba czyha na moje życie, a ja nawet nie wiem, dlaczego. Przyłożyłam dłoń do szyi, nie mogłam oddychać. Brakowało mi tlenu. Zayn przyglądał mi się badawczo.
-Tomi, co się dzieje? Dobrze się czuje? -Zapytał zmartwiony.
Nie mogłam nic powiedzieć, strach wywołał atak paniki.
-Boże, powiedz mi, co się dzieje?
-Duszę się.- Powiedziałam cicho.
Chłopak szybko zareagował i otworzył wszystkie okna. Każdy się przyglądał mojej osobie. Skierowałam twarz do okna a następnie zaczęłam głęboko oddychać. Byłam w tej pozie kilka minut, po upływie tego czasu czułam się lepiej.
-Czy już Ci lepiej, tak się martwiliśmy.- Powiedział Lou.
-Już wszystko w porządku. Przepraszam za wywołanie takiego zamieszania.
Było mi głupio, że tak ich wystraszyłam. Spojrzałam na ich zmartwione twarze, które po chwili się uspakajały. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Co się stało, dlaczego tak nagle spanikowałaś? -Zapytał Liam.
-Po prostu uświadomiłam sobie, że moje życie jest do kitu. I że kiedyś najbliższa mi osoba próbowała mnie zabić. –  Powiedziałam cicho.
Cała piątka siedziała cicho. Nie spodziewali się czegoś takiego, tak samo jak ja.
-Masz namyśli Billego?- Zapytał do tej pory cicho siedzący Harry.
Przytaknęłam.
-I jestem pewna, że to nie był pierwszy raz. To już zaczęło się wcześniej. Nawet nie wiem, dlaczego tak mnie nienawidzi. Nic mu nie zrobiłam. Poczułam dłoń na ramieniu. Spojrzałam w tym kierunku. To mulat mnie pocieszał.
-Nie martw się na zapas, jak coś zawsze możesz na nas liczyć. Jak coś się będzie działo dzwoń do Nas o każdej porze dnia..- Zaczął, ale blondyn mu przerwał.
-Tylko nie w porze obiadowej, bo wtedy jem i raczej nie będę mógł się wyrwać.
Wybuchnęłam śmiechem, ten to jak zawsze umie zmniejszyć napięcie. Kilka razy dostał po głowie od chłopaków.
-Oj ja tylko żartowałem, nie znacie się na żartach. Nudziarze z Was.- Powiedział odwracając się od Nas.
-Dziękuje Wam i Tobie też Niall ten żart był najlepszy. – Powiedziałam, chłopak od razu się odwrócił w moim kierunku i szeroko uśmiechnął.
-A tak w ogóle to za ile będziemy, bo wiecie trochę zgłodniałam.- Powiedziałam a po chwili mój brzuch wydał nie ziemskie odgłosy. Zawstydziłam się. Chłopcy tylko się ze mnie śmiali.
-To nie jest śmieszne, nie jadłam śniadania.
-Oj nie denerwuj się księżniczko, za niedługo będziemy w Nando’s. – odparł Lou.
Uśmiechnęłam się zadowolona.
Jechaliśmy jakiś czas, kiedy nagle odezwał się Niall.
-Tomi, a ty masz zamiar tak wyjść? -Zapytał.
-Tak, a co w tym złego? -Zapytałam, a następnie spojrzałam na swój ubiór. Buzia opadła mi do ziemi. Cholera wtedy, kiedy Lou zaniósł mnie do samochodu nie zdążyłam się przebrać.
-Chyba ktoś zapomniał się przebrać.- Drążył temat.
-Oj zamknij się.- Powiedziałam.- Jak ja teraz wyjdę.-  Zaczęłam się zastanawiać.
-Uważam, że wyglądasz bardzo uroczo.-  z komplementował mój strój Malik. Na mojej twarzy od razu wyskoczyły rumieńce.
-Oooo Tomi się zarumieniła. Jak słodko.- Powiedział Lou. Rzuciłam w niego poduszką, którą miałam pod ręką, a że ta się odbiła od jego głowy to również trafiła Harrego. Cholera tego nie planowałam. Aż się boje spojrzeć, po chwili usłyszałam donośny śmiech. Spojrzałam w kierunku tego śmiechu to właśnie Hazza się śmiał. Tego się nie spodziewałam. Ten śmiech różnił się od tego, co zawsze ten był taki szczery. To wywołało, że moje serce zmiękło. Mimo że było tak miło i tak została sprawa z tym jak ja wyglądam. Spojrzałam do plecaka, który miałam przy sobie, była tam moja sukienka. Westchnęłam, nie pozostaje mi nic innego jak przebrać się właśnie tu.
-Dobra, chłopaki zamykać oczy.- Powiedziałam pewnie. Ci na mnie spojrzeli jak na kosmitów.
-No, na co czekacie jakoś musze się przebrać. A w tym stroju na pewno nie wyjdę na ulicę, za dużo ludzi będzie mnie widziało.
-Ale jak my będziemy prowadzić.-Powiedział Lou.
Spojrzałam na niego jak na głupka.
-Z tego, co mi wiadomo to potrzebny jest tylko jeden człowiek, aby kierować samochodem a nie piątka. Dlatego Wy zamkniecie oczy a Liam ma patrzeć tylko na drogę, jeżeli spróbujecie mnie podglądać to ręczę, że coś stracicie i to będzie coś, co kochacie.- Ostrzegłam ich. Nie czekałam za długo a Oni zamknęli szybko oczy. Uśmiechnęłam się szeroko.
Zaczęłam się rozbierać. Miałam trochę trudności gdyż było strasznie ciasno, co jakiś czas zahaczałam o ramię, Zayna. Przy tym trochę się nie spokojnie poruszał. W końcu po wielu trudnościach byłam przebrana.
-Dobra możecie otworzyć oczy, już się przebrałam.
Chłopcu przetarli oczy a następnie jechaliśmy dalej do ulubionego miejsca Horana, czyli Nando’s. Zanim tam dotarliśmy minęło pół godziny. Byłam strasznie głodna tak jak reszta tylko Oni tego nie okazywali no, oprócz Nialla ale On zawsze jest głodny, więc to nic dziwnego. Kiedy zaparkowaliśmy samochód, ruszyliśmy do restauracji. Zasiedliśmy na wolnych miejscach i już po chwili zamówiliśmy wyśmienite jedzenie. To było spełnienie marzeń, zamówiłam łagodne udka, natomiast chłopcy jakieś pikantne rzeczy. Nie dla mnie coś takiego. Za każdym razem, gdy jadłam coś ostrego oczy napełniały mi się łzami.
-Tomi chcesz spróbować? -Zapytał mulat.
Potrząsnęłam głową negatywnie.
-Nie lubię ostrych rzeczy.- Powiedziałam.
-Ale one wcale takie nie są.- Powiedział, Niall.- Są po prostu dobrze doprawione.-Wytłumaczył blondyn.
-Myślę, że po prostu się już uodporniliście i na Was to nie działa.
-Nasze z porównaniem z Zayna jest łagodne, On zawsze prosi o ostrzejsze.
Spojrzałam na chłopaka, jak On może coś takiego jeść. Mi to pewnie by buzie wypaliło. Nie chciało Nam się stąd wychodzić, było Nam tak dobrze. Ale w końcu trzeba wracać do realnego świata. Chłopcy odwieźli mnie do domu, w między czasie dowiedziałam się, że wszystkie słodycze, które miałam zjadł nasz Blondynek. Mogłam się tego spodziewać, że nie wytrzyma bez słodyczy. A ja jakoś dała radę. Pożegnałam się z chłopakami, natomiast Zayn poszedł mnie odprowadzić. Pomógł mi wejść po schodach. Zastanawiałam się nad wszystkim, co mnie spotkało. O tym, co czuje do Zayna to, co powiedział mi Lou dało mi do myślenia. Może bałam się konsekwencji, ale coś wyjątkowego może mnie ominąć. Kiedy byliśmy już na górze, troszeczkę się wahałam.
-To trzymaj się Tomi.- Chłopak już chciał iść.
-Zayn…- zaczęłam chłopak odwrócił się w moją stronę. Podeszłam do niego i powoli zbliżyłam swoje usta do jego. Złożyłam delikatny pocałunek na nich. Chłopak był zaskoczony, ale po chwili oddał go. Kiedy się oderwaliśmy od siebie mulat spojrzał się na mnie.
-Czy to…- zaczął, ale ja mu przerwałam.
-Spróbujmy, nic nas to nie kosztuje możemy tylko coś stracić. – Powiedziałam, delikatnie się uśmiechając.
Chłopak objął mnie delikatnie a następnie namiętnie pocałował. Totalnie mogę stwierdzić, że Zayn cudownie całuje.
-Dobranoc Tomi.
-Dobranoc.
Chłopak odszedł a ja weszłam do mieszkania. Oparłam się o drzwi, na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Byłam szczęśliwa. W końcu coś zaczęło się układać. Odświeżyłam się i przebrałam. Było już po 20, postanowiłam, że dokończę portret kobiety, która przyśniła mi się kilka dni wcześniej.
Całe te malowanie całkowicie mnie pochłonęło. Kiedy poczułam, że moje oczy się zamykają, odłożyłam blok i ruszyłam do łóżka. Była strasznie zmęczona, więc długo nie czekałam i zasnęłam.
            Znowu znalazłam się na łące, wraz z tym chłopcem. Z daleka mogę stwierdzić, że byliśmy bardzo zżyci. Dzieci bawiły się chyba w ganianego. Zauważyłam, że chłopiec specjalnie zwalnia, tak, aby młodsza dziewczynka mogła go złapać. To było bardzo miłe z jego strony. Kiedy chciałam podejść do nich otoczenie zaczęło się zmieniać. Teraz znajdywałam się w kuchni w starym mieszkaniu. Przy stole siedziało młode małżeństwo i ktoś jeszcze. Podeszłam bliżej, bardzo zawzięcie o czymś rozmawiali. Wręcz kłócili się.
Będąc bliżej poznałam swoich rodziców.
-Za dużo od Nas żądasz.- Powiedział mój ojciec.
-Jestem pewien, że dałbyś więcej, w końcu chcecie tego dziecka. Tak od wielu lat się o nie staracie i nic. Zawsze możecie zastosować standardowe środki, takie jak adopcja.- Powiedział nieznajomy.
-Wiesz, że na to długo się czeka i nie ma pewności, że się uda. My potrzebujemy spadkobiercy naszej firmy. Jak nie to Ona upadnie.
Nie mogłam zrozumieć, o czym Oni rozmawiają, o jakiś nielegalnych inwestycjach.
-Dlatego wiem, że zapłacie, taką cenę. 3 Miliony i dziewczynka jest wasza. Jej uroda jest wyjątkowa. Sami zobaczycie. Człowiek wstał z krzesła i wyszedł z pomieszczenia, lecz po chwili wrócił w towarzystwie małej dziewczynki. Oparłam się o ścianę, nie mogłam w to uwierzyć to była ta sama dziewczynka, którą widziałam na łące. Była taka zagubiona.
-Kochanie to są Twoi nowi rodzice. Przywitaj się z nimi.- Powiedział popychając ją do przodu.
-Witaj kochanie, od dzisiaj będę twoją mamą, cieszysz się? -Zapytała kobieta.
Dziewczynka nic nie powiedziała, tylko przytaknęła.
-A, więc zgadzacie się? -Zapytał.
-Uważamy, że jest warta tej ceny, ma naprawdę niespotykaną urodę.
-A, więc ubiliśmy targu. Idź się pobawić zabawkami w drugim pokoju.- Powiedziała matka. Dziewczynka szybko pobiegła do pokoju.
-Radzę wam na jakiś czas wyjechać, aż sprawa ucichnie.- Powiedział mężczyzna.
-Tak będzie najlepiej.
-Od razu zacznijcie mówić do niej innym i mieniem tak, aby przyzwyczajała się do niego. W końcu nie może zachować swoje starego imienia i nazwiska. Ktoś by się skapnął.
-Już wcześniej się nad tym zastanawialiśmy, wybraliśmy jej wyjątkowe imię bardziej pasujące od tego, które miała. W końcu, kto w tych czasach nazywa dziecko Casy.- Powiedział ojciec.
Nie mogłam w to uwierzyć, co się właśnie stało. Przed moimi oczami odbył się handel ludźmi. Ruszyłam za małżeństwem, które skierowało się do pokoju gdzie spędzało czas dziecko.
Zasiedli na podłodze i przyglądali się bawiącemu dziecku.
-Kochanie, musimy Ci coś powiedzieć. Od dzisiaj nazywasz się Kimberly Jones. Zapamiętasz prawda. –Powiedziała łagodnie. Dziewczynka delikatnie przytaknęła.
-Casy Styles nie istnieje. Pamiętaj to my jesteśmy twoją rodziną.

Obudziłam się zalana potem, nie mogłam złapać oddechu, dusiłam się w tym pomieszczeniu. Szybko wyszłam z łóżka i udałam się na balkon, kiedy już byłam na miejscu poczułam delikatny letni wiaterek. Nie mogłam się uspokoić. To było coś, co mną wstrząsnęło. Właśnie sobie uświadomiłam, że całe moje życie było kłamstwem. Rodzina, historia. Wszystko pękło jak bańka mydlana. Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy nie mogłam ich opanować. Wybuchnęłam głośnym płaczem. Zostałam ponownie zraniona. Czy to właśnie takie jest moje życie, wielkim kłamstwem. W taki razie gdzie jest moja prawdziwa rodzina, gdzie jest moje miejsce.


Jest mi naprawdę przykro, ale muszę to napisać. Na jakiś czas wstrzymuję umieszczanie rozdziałów gdyż teraz muszę skupić się na zbliżających się egzaminach maturalnych. Ale obiecuje, że nie rezygnuje z pisania jak tylko wszystko się skończy umieszczę nowy ciekawy rozdział. Mam nadzieje, że będziecie cierpliwie czekać i nie skreślicie mnie od razu. Przepraszam.
Pozdrawiam:* :)




niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział Ósmy


Siedziałam tak jakiś czas, Louis już dawno wrócił do namiotu a ja wciąż rozmyślałam o wszystkim. Szczerze bałam się skutków, jakie mogą się pojawić, kiedy pogłębią się nasze stosunki. Poprzedni chłopak, jakiego miałam, czyli Toma okazał się parszywym oszustem, który chciał mnie tylko wykorzystać i to się mu udało. Dla niego byłam tylko zabawką, którą jak się znudzi to może wyrzucić. Któregoś razu założył się z rywalem na wyścigach samochodowych o mnie. Jeśli Tom by przegrał, stałabym się własnością rywala. Byłam totalnie zszokowana tym, co zrobił, jak można założyć się o żywego człowieka. To się nawet w głowie nie mieści.  Ledwo wygrał te wyścigi, byłam na niego wściekła, lecz wybaczyłam mu to, bo go mocno kochałam. Lecz odmieniło się wszystko, kiedy wszystkie swoje oszustwa, napady przerzucił na mnie. Wszystkie winy były na mnie, bo przecież nikt się nie przejmie mało znaną dziewczyną z Domu Dziecka. A Tom był synem znanego człowieka wiec mu nie wypada robić takich rzeczy. On musi mieć czystą kartotekę. To było za dużo jak na moje bardzo, miałam wtedy raptem 17 lat. Tom był starszy o 3 lata. Byłam zdana tylko na siebie. Na szczęście dla mnie wszystko się dobrze skończyło. Tom zapłacił za swoje wszystkie przewinienia. Został zabity przez jakiegoś dilera, któremu był winien duże pieniądze. Przed śmiercią próbował się ze mną skontaktować, lecz ja nie odbierałam telefonu. Nie obchodził mnie już ten człowiek. Jego cała rodzina obwiniała mnie o jego śmierć. Ja również tak myślałam może gdybym odebrała ten cholerny telefon coś bym zdziałała. Dopiero po jakimś czasie przestałam. Spojrzałam na spokojną wodę, w której odpijało się poranne słońce. To był taki uspokajający obraz. Poczułam spokój w moim sercu jak i duszy. Teraz jestem inny człowiekiem. Może odrobinę lepszym niż kiedyś, ten wypadek, jaki przeszłam dał mi możliwość rozpocząć wszystko od początku. Siedząc tak uświadomiłam sobie, że muszę zacząć coś robić. Może jakieś studia, praca. Coś, co zajmie mój cały wolny czas. Nienawidzę siedzieć i nic nie robić. Tak przyznaje się, nie robienie niczego jest naprawdę męczące. Rozejrzałam się po okolicy. Nie było żadne żywej duszy. Co jakiś czas słyszałam pochrapywanie Liama. Mimo wszystko to wywołało uśmiech na mojej twarzy. W końcu otaczają mnie sami mili ludzie. Spojrzałam na zegarek na ręku. Wskazówki pokazywały godzinę ósmą. Nudziło mi się samemu. Pozostali nie mają nawet zamiaru wstać. Wpadłam na genialny pomysł. Harry zawsze zabiera ze sobą laptopa, więc na pewno się nie obrazi jak skorzystam. Sama bym wzięła swój, ale nie zmieścił się nawet nie wiem, dlaczego.  Powoli skierowałam się do namiotu, w którym spał Lokasty i Louis. Powoli otworzyłam materiał, który służył do zamknięcia namiotu. Wcześniej jednak zamknęłam oczy, aby oszczędzić sobie pewnych widoków, dopiero po chwili zaczęłam powoli otwierać oczy. Najpierw jedno oko a następnie drugie. Na moje szczęście chłopacy byli ubrani. Rozejrzałam się po ,,pomieszczeniu” nigdzie nie mogłam zauważyć własności Hazzy. Dopiero po jakimś czasie zauważyłam urządzenie elektryczne przy ich głowach.
Cholera jak ja mam tam wejść nie budząc ich. Wzięłam głęboki wdech a następnie ruszyłam na kuckach po laptopa. Co jakiś czas niebezpiecznie się ruszali. Kiedy już miałam laptopa na wyciągnięciu ręki. Poczułam mocny uścisk wokół tali. A następnie wylądowałam obok Louisa. Cholera nie tak miało to wyglądać. Chłopak zaczął się tulić do moich włosów.
-Harry nie wiedziałem, że zmieniłeś szampon, pachniesz jak ogórki. Bardzo smacznie. Było mi gorąco. To nie tak miało wyglądać.
Czekałam aż Tommo mnie puści w końcu się tego doczekałam po 15 minutach. Jak tylko mnie puścił, szybko wyczołgałam się z namiotu. To było niezłe zaskoczenie. Powrotem usiadłam na pieńku. Odpaliłam urządzenie elektroniczne. Po chwili na ekranie pojawiło się okienko z prośbą o hasło. Po co komu hasło. Zastanowiłam się chwilę, ale nie za długą. Jakie On może mieć hasło. Na mojej twarzy zagościł triumfalny uśmiech. Mogłam się tego po Nim spodziewać. Jego największa miłość, czyli Lou. Przecież Oni bez siebie nie mogą żyć. Czekałam aż połączy mnie z Internetem i się udało. Sprawdziłam wszystkie swoje stroni. Odpisałam pewnych osobom na Twitterze a następnie zaczęłam sprawdzać uczelnie i jakie kierunki proponują. W Londynie jest naprawdę sporo uczelni, ale mało kierunków. Spojrzałam na opis pewnej Akademii Sztuk Pięknych. To jest to. Tym się zajmę w najbliższym czasie. Postanowiłam napisać do nich wiadomość, aby dowiedzieć się więcej o kierunkach. A w najbliższym czasie wybiorę się tam osobiście. Usłyszałam szmery obok mnie. Spojrzałam w kierunku, z którego dochodziły te odgłosy. Uśmiechnęłam się szeroko. Z namiotu wyglądali Niall i Liam. Pomachałam do nich. Oni jeszcze zaspani nie wiedzieli, o co chodzi.
-Tomi, co ty robisz o tak wczesnej porze? -Zapytał blondyn.
-Czy taka wczesna jest godzina dziewiąta. – Odparłam.
Chłopcy powoli zaczęli wychodzić z namiotu. Po chwili oboje rozciągali się. To było komiczne. Ja dalej sobie szperałam sobie po Internecie.
-Czy to jest…?- Zapytał Liam.
-Hmm….co jest…a masz na myśli laptopa pożyczyłam go.- Odparłam.
-Wiesz, że to jest Harrego?- Zapytał Niall.
-Naprawdę? Nie wiedziałabym gdybyś mi nie powiedział. – Powiedziałam sarkastycznie.
-Bardzo śmieszne, kiedy ja go pożyczałem nigdy nie mogłem odgadnąć hasła a On się tylko ze mnie śmiał. – Powiedział Blondynek.
-I wiesz, co ja mu się nie dziwie, ponieważ hasło jest naprawdę proste. Wystarczy pomyśleć, z kim najwięcej czasu spędza i odpowiedz sama się nasuwa. – Powiedziałam unosząc ręce.
Dwójka była zszokowana, nie wpadli na taki pomysł. Jestem genialna.
-Chcecie coś sprawdzić?- Zapytałam.
-A sprawdzę sobie czy mają jakieś nowości w Nando’s.
No tak ten chłopak myśli tylko o jedzeniu. Liam w tym czasie zaczął szykować śniadanie dla nas wszystkich, postanowiłam mu pomóc przy kanapkach, a uwierzcie, że trzeba ich zrobić dużo. Liam przekazał mi wytyczne, co do kanapek, bo nie każdy wszystko lubi.  Było przy tym naprawdę dużo zabawy, co chwilę Niall nam podjadał składniki i było trzeba dokrajać więcej.  Kiedy już wszystko było przygotowane, Liam poszedł obudzić Harrego i Lou a ja udałam się do mojego współlokatora. Powoli schyliłam się do namiotu. Chciałam chicho wejść do niego, ale jak zawsze mój pech nie może mnie nigdy opuścić i zahaczyłam nogą w gipsie o śpiwór i bardzo szybko wylądowałam na chłopaku. Dość szybko się obudził a raczej wystraszył. Powoli podniosłam głowę. Spojrzałam w jego twarz. Był zdezorientowany, nie wiedział, co się dzieje.
-Przepraszam, miałam Cię obudzić, ale zahaczyłam się i spadłam. Nie tak to miało wyglądać.- Powiedziałam. Było mi głupio chciałam się zapaść pod ziemię. Czekałam na to jak mnie ochrzani, ale usłyszałam tylko jego perlisty śmiech. Tym razem to ja byłam zdezorientowana nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Jednak po chwili chłopaka delikatnie się do mnie uśmiechnął. Wciąż siedziałam na niego okrakiem. Na moich policzkach poczułam delikatne muśnięcie jego palców, były takiego ciepłe.
-Taka pobudka jest najlepsza i do tego w Twoim wykonaniu.- Odparł.- Już wstaje.
Powoli podniosłam się z niego i na spokojnie wyszłam z ,,pomieszczenia” serce wciąż mocno mi biło. Jestem pewna, że moje policzki przypominają teraz dorodne pomidory.
Cała czwórka była już na miejscu. Zawzięcie o czymś rozmawiali i nawet się domyślałam, na jaki temat. Wyczułam na sobie złowieszcze spojrzenie. Tak możecie się domyślać, do kogo ono należało oczywiście, że do Hazzy. Uśmiechnęłam się szeroko do niego.
-Co tam?- Zapytałam
-Ty się pytasz, co tam, skąd wiedziałaś gdzie go schowałem? -Zapytał.
Otworzyłam szeroko oczy, to On go w ogóle schował przecież był na widocznym miejscu.
-To masz naprawdę niezłą skrytkę. Tyle zajęło szukanie, wystarczyło dobrze się rozejrzeć i każdy by go zauważył, leżał przy waszych głowach. – Wytłumaczyłam.
Zaczęłam zajadać się kanapkami przeze mnie zrobionymi, były naprawdę dobre. Mogę stwierdzić, że nawet nieźle gotuje. Założę się, że Harry szybko mi nie wybaczy ze zabrałam jego własność.
-Oj przepraszam, że go wzięłam bez pytania, ale wiedziałam, że tylko ty coś takiego posiadasz. Wzięłabym swojego, ale no wiesz nie miałam miejsca na niego.- Wytłumaczyłam.
-Bo trzeba było wziąć słodycze, które i tak nie zjesz.- Powiedział.
-Jeszcze zobaczymy.- Powiedziałam pod nosem.
-Coś mówiłaś? -Zapytał Lou.
-Nie nic, wydawało Ci się.
W końcu byliśmy w komplecie. Zayn po dobrych 15 minutach był już z nami. Spokojnie zjedliśmy śniadanie i wypiliśmy ciepłą herbatę.
-W takim razie, jakie plany na dzisiaj?- Zapytałam.
Panowała głucha cisza. No to świetnie nie ma jak organizacja. Po chwili odezwał się Harry.
-Może pójdziemy na polankę, która jest niedaleko.- Zaproponował.
-To jest świetny pomysł. Nie mogę się doczekać aż ją zobaczę.
Ogarnęliśmy cały bałagan, jaki zrobili chłopcy. Kiedy wszyscy byli gotowi, ruszyliśmy stronę polanki. Było mi trochę ciężko iść. Z powodu tej nogi chodzenie z pomocą kul na terenie trawiastym jest nie lada wyczynem. Lou, Liam, Harry i Niall nas wyprzedzili. Szłam tylko z Zaynem to właśnie on towarzyszył mi zawsze. Z jednej strony to dobrze, że jesteśmy sami dzięki temu będę mogła z nim na spokojnie porozmawiać i nikt nie będzie nam przeszkadzać.
A z drugiej strony nie mam pojęcia jak zacząć ta rozmowę. Po chwili odważyłam się.
-Zayn..słuchaj, co do wczorajszej sytuacji…..-Zaczęłam, ale w połowie przerwał mi chłopak.
-Przepraszam nie powinien tego robić. Nie wiem, co się stało po prostu tak na mnie działasz, kiedy Cię pierwszy raz zobaczyłem w tym samochodzie coś mnie tchnęło nie mam pojęcia coś się we mnie zmieniło i to chyba na lepsze. Ty mnie zmieniłaś. Jednak wiem, że nic między nami nie będzie, więc obiecuję, że to się nigdy nie powtórzy. – Dokończył swoją wypowiedź.
Panowała miedzy nami cisza nie wiedziałam, co mam powiedzieć na jego wyznanie.
-Nie przepraszaj mnie za to, bo nic złego nie zrobiłeś. Chodzi o to, że za szybko to się dzieje dla mnie. Ty również nie jesteś dla mnie obojętny. Zajmujesz jakby większą część mojego serca. Ale nie jestem gotowa na związek, po prostu ktoś mnie kiedyś skrzywdził i nadal to we mnie tkwi. Proszę Cię abyś mnie zrozumiał i dał mi czas na przemyślenia.- Powiedziałam.
Spojrzałam się w kierunku chłopaka, był jakiś zamyślony i dla niego jak i dla mnie to nie był łatwy temat. Po chwili mulat odpowiedział.
-Rozumiem Cię i szanuję twoją decyzje. Będę czekał na twoją decyzję. Ale chce żebyś wiedziała, że Cię Kocham.- Nie spodziewałam się takiego wyznania, wręcz byłam tak z szokowana, że omal się nie przewróciłam o wystający konar na szczęście chłopak mnie w porę złapał.
-Dziękuje.- Oparłam patrząc się w jego oczy.
-Nie ma sprawy.- Odparł uśmiechając się do mnie.
Resztę drogi rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Jakoś tak zleciał nam czas aż w końcu dotarliśmy na polane. Stałam jak z kamieniała to jest łąka z mojego snu. Wyglądała identycznie. Te same kwiaty. Byłam w totalnym szoku. Przecież ja nigdy tutaj nie byłam to, jakim cudem znałam te miejsce. Obok mnie stanęli pozostali.
-Co tam, aż tak Ci się podoba, że odebrało Ci mowę?- Zapytał Harry.
Pokręciłam głową.
-To nie to, po prostu widziałam tą polane w moim śnie.- Odparłam.
-Taa, no to fajnie.- Powiedział Niall.
-Jest jeden szczegół, ja nigdy tutaj nie byłam.- Odparłam.
Pozostali stali w ciszy. Nie spodziewali się takiego obrotu. Może to tylko zbieg okoliczności.
-Dobra, koniec zamartwiania, przyszliśmy się tu bawić. – Powiedziałam a następnie popchnęłam blondyna, który w wyniku przewrócił się. Zaczęłam się głośno śmiać przez to straciłam równowagę i sama wylądowałam na polanie. Wszyscy się śmialiśmy, tylko Harry był jakiś nie obecny. Nie miałam pojęcia, co się z nim dzieje. Mało się odzywa, jest jakiś dziwny. Straciliśmy rachubę czasu, słońce było już wysoko na niebie. Spojrzałam na zegarek. Było grubo po 14, po chwili rozniósł się odgłos burczenia i to nie tylko u mnie. Wszyscy byliśmy głodni. Postanowiliśmy już wracać do obozu, aby zjeść coś dobrego. Powrotna droga również miło nam zleciała. Niall z Lou opowiadali jakiś kawał, nie mogłam się oponować i wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Brzuch już mnie od tego bolał, cały dzień się śmieje. Kiedy byliśmy już na miejscu przygotowaniami zajęli się chłopcy. Obiad był przepyszny, chyba się od tego nie odzwyczaję. Będę ich zapraszać, aby robili mi obiady. Po posiłku każdy nie miał siły na nic. Każdy siedział i nic nie mówił. Przesiedzieliśmy tak do godziny 19. Liam rozpalił ognisko, od którego promieniowało przyjemne ciepło. Nikt nie chciał przerywać tej błogiej ciszy. Spojrzałam się na Harrego wyglądał jakby, z czym się zmagał. Nie mogła tego wytrzymać, chłopak cierpi sam, nie mogę tego tak zostawić.
-Harry, co się dzieje? Od przyjazdu jesteś jakiś nieobecny. Martwię się i jestem pewna, że chłopcy również.- Powiedziałam.
-Nic mi nie jest, wydaje Ci się.- Powiedział cicho.
-Hazza, wiesz o tym, że jeśli masz kłopot to zawsze ci pomożemy jesteśmy twoją rodziną.- Powiedział Liam i wszyscy przytaknęli, że się zgadzają ze słowami Li.
Loczek uśmiechnął się delikatnie. Był to mały delikatny uśmieszek, który był ledwo widoczny, ale ja go zauważyłam.
-Dziękuje Wam, że jesteście ze mną. Po prostu dzisiaj są urodziny mojej siostry. I jakoś nie mogę się z nich cieszyć.- Odparł.
-Ale z tego, co wiem to Gemma ma urodziny w grudniu.- Powiedział Niall.
-Nie mówiłem wam o tym, ale gdzieś na świecie jest moja młodsza siostra.- Powiedział.
Chłopcy jak i ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie spodziewaliśmy się takiej informacji.
-Dokładnie 16 lat temu 25 lipca moja siostra została porwana ze szpitala. Do tej pory jej nie odnaleźliśmy. Mamię i Gemmie jest ciężko, a ja specjalnie mówię im, że jestem zbyt zajęty pracą, aby myśleć, co z nią się teraz dzieje. Przepraszam rozklejam się tak przy was. Nie powinniście mnie takiego widzieć.
Chłopak zaczął ocierać łzy. Było mi go tak żal. Powoli podniosłam się z miejsca, na którym siedziałam i podeszłam do chłopaka a następnie mocno go przytuliłam.
-To nie wstyd płakać, prawdziwy mężczyzna jest wtedy, kiedy nie boi się okazać swoich uczyć. Nie minęła chwilka jak pozostali obieli Harrego w tym mnie. Tkwiliśmy tak jakiś czas.
-Dobra, dosyć tym zamętów. Wznoszę toast za moją młodszą siostrę, która gdzieś tam żyje i świętuje swoje urodziny.
Każdy wzniósł toast. Po cichu za siebie zniosłam toast w końcu to również mój dzień. Tak dobrze się domyślacie, to również moje urodziny.
-Wszystkiego Najlepszego Tomi.- Powiedziałam cicho.
Kiedy było już po 23 wszyscy położyli się do namiotów. Nie mogłam zasnąć. Coś mnie dręczyło.
-Zayn idę się przejść, zaraz wrócę. – Powiedziałam.
-Źle się czujesz? Może pójdę z Tobą?- Zaczął się dopytywać.
-Nic mi nie jest. Zaraz wrócę.
-Tylko wróć nie długo.
-Oki.
Wieczorami było troszeczkę chłodniej, zarzuciłam sweterek na plecy i udałam się w kierunku polany, na której byliśmy dzisiaj. Jakoś ciągnęło mnie do mniej. Szłam sobie powoli z daleka zauważyłam, że ktoś tam już siedzi. Kiedy się przybliżyłam zauważyłam, że to Harry. Był zamyślony. Powoli przysiadłam się do niego. W jego ręku zauważyłam moją Nutelle.
-Ładnie to tak podjadać kogoś zapasy? -Zapytałam.
-Przepraszam, już nigdy tego nie zrobię.- Powiedział cicho zajadając się słodkością.- Szczerze również ją lubię.- Uśmiechnął się patrząc w gwiazdy.
-Będę taka dobra, że Ci wybaczę. Zdradzę Ci coś….dzisiaj są również moje urodziny.- Powiedziałam.- Nie odrywając wzroku od nieba.
Chłopak nic nie powiedział, z tego, co się domyślałam był zaskoczony.
-I nic nam nie powiedziałaś? Jak mogłaś normalnie foch for ever. – Powiedział.
-Oj nie obrażaj się, po prostu jestem przyzwyczajona, że urodziny spędzam sama i tak jakoś wyszło.
-Nawet nie mamy dla ciebie prezentu.
-Nic od was nie chce. Ten wyjazd jest ogromny prezentem. Wy jesteście moim prezentem.
-Oj zaraz się rozpłacze, znowu.- Powiedział.- Dlatego że masz urodziny podzielę się z Tobą Nutellą.
-O dziękuje Ci, że dzielisz się Moją Nutellą.
Jedliśmy ja w ciszy. Nikt nie chciał nic mówić.
-Dziękuję za te słowa dzisiaj. To dla mnie dużo znaczy. Ty i chłopcy jesteście jak moje rodzeństwo. I wiem, że zawsze mogę na was liczyć.
-Nie musisz nam dziękować tak zachowuje się rodzina. Zapamiętaj to moje małe Hazziątko.- Powiedziałam.
-Jak….mnie nazwałaś? -Zapytał zaskoczony.
-Co?
-Przed chwilą nazwałaś mnie Hazziątko.
-No i co z tego? -Zapytałam
-Tak mnie nazywała moja siostra. Właśnie na tej polanie. Kiedyś przyjeżdżaliśmy tutaj bardzo często z rodzicami i to właśnie tutaj pierwszy raz tak mnie nazwała. Jakoś poczułem się nostalgicznie. Jakby moja siostra nie zaginęła. Ale ja Ci tu smęcę a nie przyszłaś tu słuchać lamentu starego faceta.
-Oj bez przesady jesteś tylko o rok starszy ode mnie.
-No niech Ci będzie.
Kiedy skończyliśmy zajadać się słodkością, postanowiliśmy wracać do pozostałych, którzy mogli się już powoli martwić. Naprawdę dobrze mi się z nim rozmawiało. Prawie jak rodzony brat, którego zawsze chciałam mieć. Kiedy byliśmy już na miejscu pozostali siedzieli przy przygasającym ognisku.
 -Gdzie wy byliście? Wiecie jak się martwiliśmy.
-Przepraszamy, to się nigdy nie powtórzy.- Powiedzieliśmy równocześnie.
- Mamy nadzieje.
Kierowaliśmy się już do namiotów, kiedy nagle Harry się zatrzymał.
-A wiecie, czego nam nie powiedziała Tomi?- Zapytał.
O nie dostanie mi się jeszcze większy o pierdziel za ukrywanie pewnych informacji.
-Co masz na myśli? -Zapytał Lou.
- To, że ma dzisiaj urodziny.
-Że, co?!!!!!!!- Krzyknęli pozostali.
Loczek tylko się głupkowato uśmiechał. A ja musiała wysłuchać wszystkiego, co mieli zamiar mi powiedzieć.  Jak już wysłuchałam kazania, to zaczęli składać mi życzenia.  Następnie udaliśmy się na spoczynek. Leżąc już w namiocie, nie mogłam zasnąć, ciągle się kręciłam.
-Tomi, proszę ja próbuję zasnąć.- Powiedział zaspanym głosem mulat.
-Przepraszam, ale jakoś nie mogę zasnąć bez dużej poduszki, w którą się wtulam. Wczoraj jakoś zasnęłam nie wiem, jakim cudem, ale dzisiaj jest inaczej.
-To pewnie dla tego, że wczoraj spałaś wtulona we mnie.- Odparł.
Otworzyłam szeroko oczy, chłopak nie mógł tego zauważyć gdyż było za ciemno.
-Jak to wtulona w Ciebie?
-Tak to, byłaś tak zmęczona, że pomyliłaś mnie z poduszką i przytuliłaś się do mnie za nic nie chciałaś mnie puścić, więc tak spaliśmy. – Wytłumaczył.
-Przepraszam pewnie było Ci nie wygodnie.
-Nic się nie stało, nie ma nic, przeciwko jeśli dzięki temu możesz zasnąć to spoko.- Powiedział.
O nie za nic w świecie nie położę się przy nim. Kręciłam się dobre 15 minut. Zaraz się zdenerwuje. Jestem naprawdę zmęczona same zamknięte powieki mnie już bolą. Będę musiała się przełamać. Odwróciłam się w stronę Zayna. Wzięłam głęboki wdech.
-Zayn….śpisz?- Zapytałam.
-Staram się zasnąć od 25 minut, ale nie mogę. Co chciałaś?
-Bo jest taka sprawa….Ja naprawdę jestem zmęczona, ale bez mojej poduszki nie zasnę. Mogę się do Ciebie przytulić? -Zapytałam cicho.
Usłyszałam delikatny śmiech.
-Choć tu, może w końcu oboje zaśniemy.
Przysunęłam się do chłopaka i po chwili byłam już w jego objęciach, nagle poczułam się odprężona. Moje oczy były takie ciężkie. Po niespełna kilku minut zasnęłam.