środa, 1 stycznia 2014

Rozdział Trzeci


-To już nie można odwiedzić przyjaciółki? -zapytał
-Nigdy nie byłeś moim przyjacielem.-powiedziałam przez zęby
-Nie mów tak, wiesz że  mnie to rani.-powiedział teatralnie.
-Skończ tą grę i mów czego chcesz? -zapytałam
Chłopak usiadł na krześle, które znajdowało się koło mnie. Z jego twarzy nadal nie schodził ten uśmieszek. Jego obecność strasznie bolała, znaliśmy się tyle lat a on zrobił mi coś takiego. Czułam się zdradzona, upokorzona.
-Słyszałem że wydarzył się wypadek, więc się tym zainteresowałem. A wiesz  mój ojciec jest wysoko posadzonym urzędnikiem, więc to nie był problem w zdobyciu informacji kto uczestniczył w wypadku. Powiem Ci coś, już myślałem że zrobiłaś coś dla świata, odchodząc z niego a tu nic. Zawiodłaś mnie i pozostałych. Jesteś tylko wielkim kłopotem, nic nie wnosisz w życie innych. Najlepiej by było dla wszystkich gdybyż zginęła w tym wypadku.
Nie mogłam w to uwierzyć brakowało mi słów, nie spodziewałam się tego wszystkiego, jak on mógł powiedzieć mi coś takiego. Ścisnęłam mocniej dłonie, po moich policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Czułam się jak wrak człowieka. Spuściłam głowę nie miałam siły patrzeć się na tą osobę. Zbyt dużo mnie to kosztuje.
-Wyjdź stąd, nie chce cię już nigdy widzieć. -powiedziałam cicho
-Co tam mówisz, nie za dobrze cię słyszę.
-Powiedziałam wynoś się stąd.- krzyknęłam z całej siły.
Nie mogłam dużej znieść jego obecności.
-Już się tak nie denerwuj, zaraz pójdę, ale przedtem zastanów się nad tym co powiedziałem. Do zobaczenia, Kim.- powiedział żegnając się ze mną.
Spojrzałam się na niego, skąd on wie. Nikt prócz opiekunów domu dziecka i agentów nie wie o tym.
Zostałam sama w pomieszczeniu, wtuliłam się w poduszkę, zaczęłam płakać  do niej. Chciałam aby to się wszystko skończyło całe moje życie było porażką. Dla kogo miałam żyć? Po co przeżyłam? Takie pytania nurtowały mnie, aż w końcu zasnęłam.

------------------------------------------------------//-------------------------------------------------------

Usłyszałam jak ktoś rozmawiał były to kobiece głosy. Nie otwierałam oczu, nie miałam ochoty słuchać pytań w stylu, jak się pani czuje i takie tam.
-To straszne co się stało tej dziewczynie i do tego żadnej bliskiej rodziny.-powiedziała jedna z pań
-To prawda, żadnego wsparcia, to naprawdę bardzo przykre.- powiedziała wychodząc z pomieszczenia z drugą kobietą.
Mam dość tego wszystkiego, każdy się nade mną użala. Mimo że jestem małą osóbką, to jestem silna w końcu przez tyle lat  dawałam sobie radę. Spojrzałam na zegarek znajdujący się na półce, wskazówki wyznaczały godzinę 9 rano.  Wszystko mnie bolało, próbowałam wiele razy wstać lecz utrudniała mi noga w gipsie. Po kilku próbach udało mi się wstać. Nie daleko łóżka stał wózek, przyciągnęłam go a następnie usiadłam, wszystko sobie poprawiłam i ruszyłam z pokoju. Na korytarzu krążyły pielęgniarki, które wykonywały swoje zadania. Ruszyłam w kierunku wind, wjechałam do jednej i wcisnęłam guzik na ostatnie piętro gdzie znajdował się dach. Chciałam pobyć sama i pomyśleć co dalej z moim życiem, co powinnam zrobić. Nie miałam nikogo na kogo mogłam liczyć. Po chwili usłyszałam dźwięk który oznaczał że znajduje się na miejscu. Winda się otworzyła, poczułam lekki i czysty wiatr. Właśnie w tej jednej chwili poczułam że wszystkie troski odpłynęły daleko w  górę. Wzięłam głęboki wdech nie musiałam długo czekać aż moje płuca wypełni świeże powietrze. Siedziałam tak jakiś czas i już wiem co mam robić. Właśnie ta chwila jest moim nowym początkiem, nie ma już tej starej, szarej myszki która się ukrywała w za dużych ciuchach teraz znajduję się tu pewna siebie dziewczyny która wie czego chce. Po raz pierwszy od tak dawna czułam się taka spokojna na mojej twarzy zagościł szczery uśmiech. Już nie martwię się co się może stać liczy się ta chwila. Ruszyłam powrotem do budynku, kiedy byłam na głównym korytarzu zauważyłam że panuje zamieszanie. Po krótkiej chwili podbiegła do mnie kobieta po 40, była dość niska i korpulentna. Spojrzała się na mnie, jej twarz była napięta lecz po chwili złagodniała. Zwróciła się do kobiety obok nas.
-Znalazłam ją, powiadom wszystkich. Strasznie się martwiliśmy jak nie znaleźliśmy Cię w pokoju. Nigdy już tak nie rób.
-Przepraszam, nie wiedziałam że ktoś będzie mnie szukał.
-Dziecko, zawsze ktoś będzie szukał. Gdzie się podziałaś?
-Byłam na dachu, przemyśleć całe swoje życie. –powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
-I jaki wniosek?- zapytała prowadząc mnie do Sali.
-Może życie było do niczego ale teraz wszystko będzie inaczej. Chwytam moje życie we własne ręce.
-Dobry wniosek, każdy powinien tak zrobić. Jak będziesz chciała wyjść na dach, to powiadom mnie, nikt nie może tam wchodzić a w szczególności pacjenci.
Uśmiechnęłam się do mnie, wciąż siedziałam w wózku, nie miałam ochoty cały czas leżeć w łóżku. Strasznie mi się nudziło, od zawsze nie lubiłam przebywać w szpitalu, kojarzył się tylko ze śmiercią. Było już południe usłyszałam pukanie do drzwi, spojrzałam w kierunku drzwi w nich stał lekarz.
-Witam pacjentkę, jak się dzisiaj czujemy?
-Dobrze, trochę może boli mnie noga a tak to wszystko dobrze.
-To dobrze, słyszałem o wydarzeniu z rana, nieźle nas pani nastraszyła.
Spuściłam głowę, było mi strasznie głupio że wszyscy tak się martwili.
-Przepraszam.
-Oj ważne że wszystko się wyjaśniło i że nic pani nie jest.- odparł z uśmiechem.
-Kiedy będę mogła wyjść?- zapytałam
Lekarz tylko się zaśmiał, następnie spojrzał się na mnie.
-Dopiero co się pani obudziła, więc myślę że zostanie pani tutaj ponad 2 tygodnie.
Spojrzałam na niego, aż tak długo.
-Aż tak długo, nie można tego skrócić?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Niestety, na razie nic nie mogę obiecać. Przyjdę do pani jeszcze dzisiaj.
Kolejny raz zostałam sama, poprosiłam pielęgniarkę o trochę kartek i długopis. Postanowiłam że popisze trochę, to co mnie jeszcze cieszy a mianowicie pisarstwo i malarstwo to coś co lubię. Spojrzałam za okno, widok był piękny  niebo czyste, błękitne bez żadnej białej chmurki. Słońce świeciło mocno, aż miało się ochotę opalać. Drzewa były pokryte zieloną pierzyną liści, które pod wpływem wiatru poruszały się we wszystkie strony. Ptaki śpiewały, przekazując nam że właśnie zaczęło się lato. Nie daleko szpitala znajdował się ogromny park z wieloma drzewami. Znajdujący się tam ludzie spędzali czas z bliskimi, rozmawiając i śmiejąc się do siebie. Czegoś takiego brakowało w moim życiu.

Spędziłam w szpitalu ponad tydzień, chłopcy starali się mnie odwiedzać w wolny czasie lecz nie mieli go zbyt dużo. Po kilku dniach po wypadku odwiedziła mnie policja wyjaśnili mi że to nie był wypadek, ktoś celowo uszkodził mój samochód nie mieściło mi się to w głowie, ktoś chciał mnie zabić a ja nawet nic nikomu nie zrobiłam. Mężczyźni oddali mi moją własność a mianowicie klucze do domu i dokumenty. Po samochodzie pozostał tylko wrak a więc go nie odzyskam. Co jakiś czas noga dawała o sobie znać ale nie mówiłam nic lekarzom gdyż musiałabym pozostać tu dłużej. Co do moich relacji z chłopakami to naprawdę się zżyłam z nimi. Stali się moimi przyjaciółmi na których mogę liczyć, Zayn na każdym kroku się mną opiekował to było naprawdę miłe z jego strony. A reszta zespołu rozśmieszała mnie. Moje życie stało się wręcz idealne.
W końcu nadszedł upragniony dzień, mogę wrócić do swojego małego mieszkanka za którym naprawdę tęskniłam. Spojrzałam na ubrania które przyniósł mi Zayn, na szczęście pomyślał o tym że nie mogę założyć spodni ze względu na gips. Założyłam biały  top zawiązywany na szyi do tego spódniczkę jeansową i ostatni element to baletki. Wstałam z łóżka z pomocą kul i ruszyłam do recepcji po wypis. Trwało to naprawdę długo, w między czasie rozmawiałam z Susan, pielęgniarką która się mną opiekowała przez ten cały czas. Pożegnałam się z nią i obiecałam że jeszcze się odezwę.
Wyszłam na zewnątrz, od razu wiatr uderzył we mnie, to było przyjemne. Powoli uszyłam w kierunku przystanku autobusowego, szłam tak jakiś czas. Boże czy nie mogli go zbudować wcześniej a nie ja musze tyle iść i to jeszcze w taki stanie. Było mi strasznie gorąco, kropelki potu spływały po moim czole. Zdecydowanie mam dość, dalej nie idę. Usiadłam na murku w celu odpoczynku. Przymknęłam oczy. Powoli mój oddech się uspokajał. Siedziałam tak jakiś czas. Nawet jak siedziałam i nic nie robiłam było mi gorąco.
-Jaka ja nie lubię lata.-powiedziałam, po chwili poczułam jak ktoś siada koło mnie. Spojrzałam w tym kierunku. Otworzyłam szeroko oczy. Przede mną siedział uśmiechnięty od ucha do ucha najseksowniejszy chłopak na świecie, a mianowicie Zayn Malik.
-Co ty tutaj robisz, z tego co pamiętam mieliście mieć jakiś wywiad?- zapytałam
-No właśnie się odbywa…- powiedział uśmiechając się do mnie
Spojrzałam się na niego.
-To co ty tu jeszcze robisz?
-A siedzę z taką dziewczyną na murku, do tego narzeka na lato a przecież to taka piękna pora roku.- powiedział gestykulując rękoma.
-To nie jest śmieszne, musisz iść na ten wywiad a nie ty tu ze mną siedzisz i słuchasz jak narzekam.
-Ale wole spędzić ten czas z tobą.
-Rozumiem a tak naprawdę co tu robisz?- zapytałam łagodnie.
- Chciałem Cię odebrać ze szpitala, ale nie zdążyłem więc postanowiłem się przejść i sprawdzić czy gdzieś cię nie ma, no i tak sobie chodzę i widzę pewną dziewczynę która wlecze się jak żółw w trawie. Myślę sobie podejdę najwyżej dostane. No i jestem.
-Dziękuje za wyjaśnienia. Dobra będę się zbierać w końcu muszę do wieczora dojść do domu.
Powoli wstałam, przy tym delikatnie się przechyliłam, na szczęście chłopak mnie złapał. Jego twarz była parę milimetrów ode mnie. Spojrzałam w jego oczy, wszystkie kończyny odmawiały mi posłuszności. Jego ciepły głos wy budził mnie z tej hipnozy.
-Nic ci nie jest?- zapytał z troską.
-Tak wszystko dobrze, źle stanęłam i dlatego.
Ruszyłam w kierunku przystanku.
-Tomi, masz ochotę wybrać się ze mną do jakiejś kawiarni?
Chwilę się zastanawiałam, spojrzałam na niego, boże czy on musi tak patrzeć normalnie się rozpływam. Przygryzłam dolną wargę.
-Możemy się przejść do tej kawiarni.
-Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś. Tam zaparkowałem, przejedziemy się będzie szybciej.
Zayn powrotem założył okulary przeciwsłoneczne i czapkę z daszkiem, tak aby nikt go nie rozpoznał. Na szczęście obyło się od tego. Brunet pomógł mi wsiąść do samochodu, nie obyło się bez śmiesznych sytuacji. Kiedy usadowiłam się już na fotelu to zaczęłam mu narzekać że jest za ciasno, a ja lubię jak mam przestrzeń wokół siebie, takim sposobem zaczęłam majstrować przy części która ustala ułożenie fotela.
-Zayn, no pomóż mi a nie się gapisz i śmiejesz.- powiedziałam
-Przepraszam ale to naprawdę komicznie wygląda.
-Zaraz sobie stąd pójdę.
-No już ci pomagam, nie potrzebnie tak mocno szarpiesz.
Chłopak schylił się w moim kierunku. Czułam od niego te cudowne perfumy, można się od nich uzależnić. Kilka minut szarpał się z tym siedzeniem, jemu  też sprawiało trudności, po kilku minutach się udało.
-A Zayn było to na spokojnie zrobić, delikatnie nie szarpać.- powiedziałam żartując. Ten spojrzał się na mnie. Gdyby to wzrok mógł  zabijać.- Sam tak powiedziałeś.
Podniosłam ręce do góry.
- Już nic nie mów.
Zapięłam pasy, kilka krotnie sprawdziłam czy są dobrze zapięte. Nie chce mieć powtórki z rozrywki. Zayn kierował pewnie ale rozważnie.
Po chwili byliśmy już na miejscu.
-Poczekaj mała zmiana planów. Kupie coś słodkiego i zabieram Cię do Nas.- powiedział.
-Do Was?- zapytałam, gdyż nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam.
-Dokładnie, na co masz ochotę?- zapytał
Na ciebie, powiedziałam w myślach.
-Na wszystko. Tylko weź dużo, bo Niall zje mi wszystko.- powiedziałam z uśmiechem.
-Nie ma sprawy.
Zostałam sam, w między czasie zaczęłam oglądać cały samochód, panował w nim porządek co dużo świadczy o osobie, u mnie również panował. Zajrzałam do schowka, znajdowały się tam różne płyty, okulary, czy też grzebień. Zaśmiałam się. Po kilku minutach brunet już wracał z całą torbą smakołyków.
-Dobra mam wszystko możemy wracać.- powiedział wchodząc do samochodu. Spojrzałam do środka torby, na mojej twarzy zawitał uśmiech. Chłopak to zauważył.
-Co się tam tak uśmiechasz?.
-A nic tylko mogę stwierdzić, że Niall nic nie dostanie. – powiedziałam
Ciemnooki zaśmiał się. Ruszyliśmy w kierunku domu chłopców. W między czasie dostał smsa, że pozostali są już w domu. Droga nie była tak długa, po drodze mijaliśmy wiele budynków. Byłam zdziwiona że tak sławne osoby mieszkają kilka przecznic mnie. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Zaparkowaliśmy na dużym podjeździe, przed ogromnym białym domem. Był naprawdę piękny.  Zayn pomógł mi się wydostać z samochodu, gdyż jak zwykle coś musiało się stać a mianowicie pasy się zacięły. Ręce mi już opadły.
-Co tym razem się dzieje?
-Przykro mi to stwierdzić ale twój samochód to złom. – powiedziałam starając się odpiąć pas.
-Jaki złom, kupiłem go pół roku temu.
-To chyba jakiś wadliwy, jak nie fotel to oparcie.
Zaczęliśmy razem szarpać za zapięcie, kiedy nagle poczułam ból w dłoni, a dokładnie w palcach. Szybko zabrałam rękę. W oczach pojawiły się łzy.
-Ała….
-Tomi, boże wszystko w porządku?- zapytał
-Koniec, ten samochód to grat, wszystko w nim nie działa.
Ściskałam rękę do klatki piersiowej.
-Pokaż rękę.- poprosił chłopak
-Nie trzeba, nic mi nie jest.
-Proszę nie bądź uparta, naprawdę się martwię.
Chłopak wziął moją dłoń w swoje, delikatnie zaczął oglądać zaczerwienienie. Po chwili zaczął dmuchać na moje palce. Poczułam motyli w brzuchu.
-Nie są złamane, tylko trochę przetarte.
-To dobrze.
Wyszłam z pojazdu i ruszyłam w kierunku drzwi domu.
-Następnym razem, sama się tym zajmę, bo dzięki tobie dorobię się czegoś więcej niż złamana noga.
-A więc teraz to moja wina?- zapytał z pretensją.
-A co moja, ja mam takiego rzęcha, czy ty?
-Dobra nie gadajmy już o tym.
Chłopak przepuścił mnie do środka, przedsionek był naprawdę duży, połączony z salonem w którym siedziała reszta. Spojrzeli się na nas.
-Co tak długo, zaczynałem być głodny, a bez wszystkich nie mogłem zacząć jeść.- powiedział blondyn
-Małe problemy z samochodem.- powiedzieliśmy jednocześnie z brunetem.
Pozostali spojrzeli się na Siebie, po chwili odezwał się Li.
-A mianowicie to co?
-Ktoś ma złom zamiast samochodu i tyle.
-O przepraszam ma dobry samochód, tylko ktoś taki jak ty nie może wsiadać do niego, bo wszystko się nagle psuje.- odparł
Zaczęłam się z nim sprzeczać na szczęście po miedzy nami pojawił się Louis.
-Spokojnie dzieciaki, po co te nerwy, zawsze można na spokojnie sobie wszystko wyjaśnić przy obiedzie albo przy kieliszku. –powiedział pasiasty.
Zaśmiałam się, to był naprawdę pozytywnie myślący człowiek. Westchnęłam.
-Masz racje, jedyno o co mam prośbę to trochę lodu.- powiedziałam w miedzy czasie pokazując spuchniętą rękę.
-O mój boże, to jest wielkości piłki do tenisa. –powiedział Harry.
Ten to jak zwykle, potrafi coś powiedzieć.
-Później spojrzę na te siedzenie i pasy, wczoraj wszystko jeszcze działało sprawnie.- powiedział mulat.
Nagle zapanowała cisza, spojrzałam na chłopaków, a Ci kolejno patrzyli na siebie omijając tylko spojrzenia Zayna.
-Coś się stało?- zapytałam
Szybko odparł mi Lou , zdecydowanie za szybko.
-Nie no coś ty, a co miało by się stać, przecież nikt specjalnie nie popsuł samochodu Zayna poprzez bawienie się pasami i takie tam.- powiedział ze zdenerwowanym śmiechem.
Nagle wszystko było jasne, to chłopcy coś zrobili z nim. Spojrzałam na mulata na jego twarzy widniało zdenerwowanie.
-Dzięki wam Tomi się na mnie złości i mówi mi że to moja wina, a tak naprawdę to wy coś zbroiliście. Zabije Was jak nic.
Chłopak zaczął ganiać pozostałą trójkę gdyż Li nie miał nic wspólnego z tym. Naprawdę śmiesznie to wyglądało, zaczęłam się głośno śmiać.
Obok mnie stanął Li i razem oglądaliśmy całe to przedstawienie.
-Choć zaprowadzę Cię do kuchni, obiad już pewnie stygnie.
-Nie musieliście się aż tak starać.
-Musieliśmy, a poza tym Harry uwielbia gotować. Jego specjalnością jest spagethii.
-Na pewno jest przepyszne.
Udaliśmy się do kuchni, była bardzo przyjemna w odcieniach pomarańczy. Usiadłam przy stole, po chwili Szatyn wręczył mi worek z lodem. Ja tak siedziałam, przyglądając się jak Liam nakłada każdemu posiłek, natomiast tamci nadal się ganiali. Po chwili jednak zrezygnowali z tego i przyszli do kuchni, w dłoni Zayna widniała torba ze słodkościami za nim szedł Niall i co chwile zaglądał do niej. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie ma mowy Blondasku to wszystko jest moje.
Zaczęliśmy konsumować posiłek, w między czasie chłopcy się wygłupiali. Byli naprawdę super, dzięki nim czuje się swobodnie.