poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział Trzynasty

Kiedy otworzyłam oczy, nie wiedziałam gdzie jestem. Dopiero jak przyzwyczaiłam się do światła zorientowałam się gdzie jestem. Uśmiechnęłam się do siebie. Zaczęłam się rozciągać ale coś mi ciążyło. Obróciłam się w bok. To, co ujrzałam spowodowało, że moje serce całkowicie rozmiękło. Zayn spał wtulony we mnie. To było takie słodkie. Idealny nieład na głowie. Co jakiś czas pochrapywał. Przybliżyłam twarz do chłopaka i delikatnie musnęłam jego usta. Chłopak oddał pocałunek.
-Tak mogę być budzony zawsze. - Powiedział mrucząc i kładąc się na mnie.
-Tak, i może jeszcze za każdym razem mam być to ja.- Powiedziałam uśmiechając się do niego.
-Nie brałem nikogo więcej pod uwagę.
Zaśmiałam się, mulat razem ze mną. Było mi tak dobrze. Mogę powiedzieć, że pierwszy raz od bardzo długiego czasu byłam wyspana. Czułam spokój w sercu. Może w końcu znalazłam swoją przystań, w której będę mogła żyć jak w domu. Leżeliśmy wtuleni w siebie. Nie chciało nam się wstawać. Ale jak to zawsze bywa naszą wspaniałą chwilę przerwało pukanie do drzwi. Niecierpliwa osoba nawet nie czekała na znak, że może wejść. W progu już stał Louis. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Nawet nie minęła sekunda a chłopak już leżał między nami. Zaczęłam się śmiać. Przybysz cały czas się kręcił.
-Zayn pobudka, za 10 minut mamy próbę. Moim dzisiejszym zadaniem jest przypilnowanie ciebie abyś się nie spóźnił. Z naszej całej piątki tylko tobie zajmuje tak dużo czasu na przygotowanie się.
-Nie prawda, zazwyczaj to ty się spóźniasz.
Chłopcy zaczęli się przedrzeźniać i delikatnie szarpać. Chciałabym, aby to tak wyglądało, ale niestety tak nie było. Zaczęli się na żarty bić i to tak mocno, że wylądowałam na podłodze. Moje cztery litery mocno mnie bolały. Byłam na nich zła. Jak można zwalić tak dziewczynę. Przy uchu usłyszałam gromki śmiech obu tu obecnych. Spojrzałam na nich. Oni się śmiali moim kosztem. Spiorunowałam ich wzrokiem bazyliszka i rzuciłam w nich poduszką. Wstałam szybko z podłogi i udałam się do łazienki. Chciałam jak najszybciej się ubrać i zjeść śniadanie gdyż byłam strasznie głodna. Wyszykowanie nie zajęło mi nawet 5 minut. Wyszłam z łazienki na łóżku siedział mój chłopak. Uśmiechał się do mnie. Postanowiłam udawać obrażoną.
-Cas, nie obrażaj się na mnie, to wszystko wina Lou. Słyszałaś, co on powiedział. Musiałem mu oddać za to, co powiedział.- Powiedział podchodząc do mnie, następnie mnie objął.
-Wasza wina, że wylądowałam na podłodze. Przez was tyłek mnie boli.
-Zawsze mogę wymasować.- Szepnął mi na ucho.
Na moich policzkach zagościły rumieńce.
-Zboczeniec. Idź, bo się spóźnisz, nie chcesz żeby znowu przez Ciebie się dostali ochrzan od Paula.
-No nie i ty trzymasz ich stronę. Powinnaś być po mojej.
-I tak mnie kochasz, a teraz leć.- Powiedziałam, po czym pocałowałam go. On odwzajemnił go.
-Eleanor, zostaje, więc nie będziesz się nudziła. Kocham Cię. Do zobaczenia później.- Pożegnał się ze mną. I tak zostałam sama w pokoju. Sięgnęłam do torebki po paczkę papierosów, ruszyłam na balkon. I tak zaczęłam palić papierosa. W międzyczasie rozmyślałam o tym wszystkim. Jak również starałam się zorganizować sobie czas na dzisiaj. Miałam jeszcze zadzwonić do tego prawnika. Kiedy skończyłam palić ruszyłam do salonu gdzie siedziała Eleanor. Miałam racje dziewczyna siedziała w salonie i oglądała jakiś program o modzie. Dosiadłam się do niej.
-Siemanko. - powiedziałam na przywitanie i przytuliłam El.
-No cześć jak ja się cieszę, że cię widzę. Myślałam, że sama spędzę całe południe.
-Akurat też nie mam, co robić, więc może pójdziemy na jakieś zakupy a później do kawiarni na smaczne ciastko.
-Mi pasuje. Ale czy tobie na pewno. Słyszałam o wczoraj. - Powiedziała zatroskana.
Chłopcy musieli już wszystkim rozgadywać to, co się wydarzyło wczoraj.
-Nic mi nie będzie, spokojnie. A chłopaków zabije później.- Odparłam, po czym wybuchnęłam śmiechem. Dziewczyna zaraz po mnie. Jeszcze chwile porozmawiałyśmy a następnie udałyśmy się na miasto. Dzisiejszego dnia była naprawdę piękna pogoda. Słońce wysoko świeciło. Na niebie nie było żadnej szarej chmurki, która miała wypuścić deszcz. Wiele ludzi kręciło się na ulicy. Podobało mi się to. Byłyśmy wśród ludzi, ale mimo to i tak wiedziałam, że dziennikarze za nami idą. Nigdy z tego się nie uwolnimy w końcu jesteśmy dziewczynami chłopaków ze znanego zespołu. Dla nich liczy się tylko jak zarobić pieniądze. Nie ważne czy komuś stanie się krzywda. Sensacja, plotki to jest ich życie. Razem z El odwiedziłyśmy chyba wszystkie sklepy, jakie są w Londynie. Czułam się świetnie w jej towarzystwie, prawie jak siostry. Przechodziłyśmy właśnie koło sklepu z biżuterią. W moje oczy wpadły piękne kolczyki, były czarne i zgrabne. Mógłby je nosić każdy. Chłopak czy dziewczyna. Nie przeszkadzało to w niczym. Weszłam z dziewczyną do sklepu. Nie zawahałam się ani trochę. Kupiłam je. Pomyślałam sobie, że Ja i Zayn założymy po jednym. Było to dla mnie uroczę i oddane. El podzieliła mój pomysł. Sama kupiła dwie bransoletki z inicjałami. Swoich i Lou. Oni się tak kochali. Byłam szczęśliwa, że w końcu im się układa, bo nie zawsze było tak wesoło, a to wszystko była wina wytwórni. Narzucali swoje tempo na chłopaków nie mieli za dużo czasu dla rodziny. W końcu chłopcy się postawili i dali swoje warunki. I dobrze się stało mają teraz więcej czasu dla siebie. Zadowolone i spełnione wyszłyśmy ze sklepu. Zdecydowanie zgłodniałam po całych zakupach. Udałyśmy się do świetnej kawiarni gdzie serwują świetną kawę oraz wyśmienitą szarlotkę.
-Bardzo się cieszę, że wszystko się układa.- Powiedziała dziewczyna.
-Ja również się cieszę, mam nadzieje, że to już koniec wszystkich problemów. Bardzo się cieszę, że w końcu pogodziliście się z Lou. Przepraszam, że nie było mnie wtedy z wami. Ale musiałam sobie wszystko poukładać.
-Ja również się cieszę, teraz staramy się spędzać ze sobą więcej czasu. Nawet mogę Ci powiedzieć coś w tajemnicy, tylko nic nie mów chłopakom.
Przysunęłam się do niej bliżej. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
-Louis zaproponował mi abym się do niego wprowadziła- szepnęła mi na ucho.
Zabrakło mi słów. Aż tak się chłopak zaangażował. Uśmiechnęłam się do nie szeroko i przytuliłam ją mocno. Byłam szczęśliwa.
-Tak się cieszę, oczywiście nic nikomu nie powiem. Nadal nie mogę w to uwierzyć, że wujek Lou poczynił takie postępy.
-Wujek?
-Tak kazał na siebie wołać, gdybym potrzebowała porady.- Wytłumaczyłam dziewczynie. Wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem, ale natychmiast zostałyśmy uciszone. Zrobiło nam się głupio. Spojrzałam na zegarek, było kilka minut po 12. Postanowiłam się pożegnać z dziewczyną. Nie miała nic przeciwko. Ona również miała coś do załatwienia w pracy. Pożegnałam się z nią, a sama ruszyłam do domu w końcu to nie było tak daleko. Kiedy byłam już na miejscu odłożyłam wszystko na podłogę. Byłam trochę zmęczona, w końcu każdego mogłoby to zmęczyć. W szczególności facetów. Usiadłam na kanapę buty rozrzuciłam po pomieszczeniu. Na stole leżała karteczka z numerem telefonu do tego adwokata. Westchnęłam, w końcu będę musiała zadzwonić. Sięgnęłam po telefon a następnie wystukałam numer adwokata. Nie musiałam długo czekać, mężczyzna odebrał od razu.
-Halo, dzwonie w sprawie testamentu państwa Jones. Tak, mam teraz czas. Tak, zaraz będę u pana. Do widzenia.
Wstałam szybko z kanapy i ubrałam buty. W międzyczasie zamówiłam taksówkę, w końcu takiego odcinka drogi nie będę pokonywać na piechotę. Po 10 minutach przyjechała taksówka. Powiedziałam, gdzie ma mnie zabrać. I już po 10 minutach byłam na miejscu. Przede mną znajdywał się wielki budynek. Wyglądał na stary. Mimo wszystko miał coś w sobie. Ruszyłam do drzwi. W międzyczasie, kiedy czekałam aż ktoś mi otworzy rozejrzałam się po ogrodzie. Było tu tak wiele odmian kwiatów i to w różnych kolorach.
-Dzień dobry, mecenas Hart już czeka na panią. Za mną.- Powiedziała kobieta w średnim wieku, była bardzo elegancko ubrana. Znała się na dobieraniu ubrań. Szłam za nią, tak, aby jej nie zgubić gdyż dość szybko szła. Kobieta wskazała mi drzwi, do których mam wejść. Niepewnie weszłam do środka, na pierwszy rzut oka pomieszczenie wydawało się małe, ale później zauważyłam, że pomieszczenie zajmuje wiele książek. Przy biurku siedział starszy mężczyzna.
-Dzień dobry, byliśmy umówieni.
-A tak, witam panią. Nazywam się mecenas Harold Hart. Od kliku miesięcy panią poszukuje.
-Tak, wiem. Policja dała mi do pana numer. Mam nadzieje, że nie zajmie to za dużo czasu.
-Nie proszę się nie martwić. Więc przejdę od razu do rzeczy. Państwo Jones pozostawiło testament, w którym wszystko jest zapisane na panią.
-Ale jak to? Przecież oni nawet nie byli moją rodziną. Więc dlaczego?
-To prawda, że nie byli, ale to właśnie na Casy Styles zostawili wszystko. Państwo wiedziało, że nie mogą mieć własnych dzieci, a że pani była najstarsza to właśnie pani wszystko zostawili. Wręcz zmuszeni byli wszystko zapisać, od kilkunastu lat państwo Jones obawiali się o swoje życie. Cały czas ktoś wysyłał anonimy. Bali się o swoje życie. Dlatego teraz odczytam testament.
Nie mogłam uwierzyć w to, co ten człowiek mówi. Ja nawet nie byłam dla nich córką. Cały czas słuchałam mecenasa.
-....Dlatego zostawiamy Casy Styles firmę odzieżową ,, Fashion Corporation Jones”. - Mecenas Hart skończył czytać. Cały czas patrzyłam się na niego z otwartą buzią. Oczy prawie wyleciały mi z orbit. Ja miałam dostać firmę.
-Pan żartuje?
-Nic z tych rzeczy, Państwo Jones pozostawili pani firmę odzieżową. Teraz to pani jest prezesem całej spółki. Aktualnie jest ktoś inny na tym stanowisku, ale jest on na zastępstwo. I powiem szczerze nie radzi sobie za bardzo. Cała firma podupada. Nie mając prawdziwego prezesa. Jestem pewny, że wie pani gdzie się znajduje firma.
-Tak, wiem. Lecz nie wiedziałam, że należała ona do Państwa Jones. Prawie nic nie mówili o swoje pracy.
-To ze względu na bezpieczeństwo. Ich konkurencja czyhała na ich majątek i firmę.
-Mimo to nadal nie rozumiem, dlaczego mi. Proszę mi jeszcze powiedzieć, kim była konkurencja?
-,, Fashion Corporation West”- powiedział. A mi całkowicie opadły ręce. Tak samo miał na imię Billy West. Co prawda jego rodzice byli znani. Ale są w innym fachu. Musiałam się upewnić.
-Czy Państwo West, mają może syna?- Liczyłam, że zaprzeczy.
-Tak, Billiego Westa. Moim zdanie bardzo rozpieszczony młodzieniec. I mało wychowany. Ale mi nie wolno oceniać, więc proszę nie brać to na poważnie panienko.
-Nie ma pan całkowitą racje. Proszę nie przeszkadzać.
-Jesteś bardzo miłą osobą. Dobrze wracając do sytuacji. Wystarczy, że pani podpiszę tą umowę i jest pani właścicielką firmy.
To zdecydowanie działo się za szybko.
-Czy muszę od razu odpowiadać?
-Nie oczywiście, proszę sobie wszystko na spokojnie przemyśleć, wiem, że w tak młodym wieku może być ciężko. Proszę wziąć umowę i dokładnie ją przeczytać. Zna panienka mój numer, gdy zdecyduje się panienka proszę do mnie zadzwonić.
-Dziękuje. Uścisnęłam rękę mężczyźnie i wyszłam z budynku. W dłoni cały czas trzymałam plik kartek. Miałam wrażenie, że te kartki mają duży wpływ na moje życie. To prawda, że kiedyś marzyłam, aby zostać projektantką. Ale to było tylko dziecięce marzenie, które nie ma szans, aby się spełniło. Moje przypuszczenia, co do Billego również były trafne. Jego celem było zabicie mnie. Tylko, na kogo zlecenie. Może na rodziców w końcu byli oni wrogami Państwa Jones. Kwatera firmy znajdowała się naprzeciwko wytwórni Syco Music. Tak blisko chłopaków. Nie wiedziałam, co zrobić. Na zegarze widniała godzina 15. Zapewne chłopcy już wrócili do domu i jestem pewna, w 100% że są głodni i zbyt leniwi, aby coś sobie zrobić. Wstąpiłam jeszcze na rynek, aby kupić najpotrzebniejsze rzeczy, aby przygotować im obiad. Planowałam przyrządzić coś lekkiego, ale smacznego. Kiedy miałam już wszystko zamówiłam taksówkę i tak po nie długim czasie byłam przed domem chłopaków. Zapłaciłam kierowcy i ruszyłam ze wszystkimi tobołami do domu. Nacisnęłam dzwonek, ale nikt mi nie otwierał. Wkurzyłam się gdyż sama stoję z tymi ciężkimi torbami. Powoli zaczęła pulsować mi żyłka na czole. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam kopać w drzwi. Może w końcu ktoś się pokwapi i mi otworzy. Dobrze, że zaczęłam tak robić, bo po chwili w drzwiach zobaczyłam Liama.
-Cas, spokojnie, bo będziemy musieli wymienić drzwi.
-To było łaskawie szybciej mi otworzyć a nie ja tu sama sobie kwitnę. Masz to, zanieś wszystko do kuchni. Zaraz zrobię coś na obiad, bo pewnie wy nic nie zrobiliście sobie.
-Casy, ratujesz nam życie. Myśleliśmy, że umrzemy z głodu. Harry zmarnował resztki, jakie mieliśmy w lodówce. Spalił wszystko. On się nie nadaje na kucharza. Mam nadzieje, że radzisz sobie lepiej niż twój brat.
-O przepraszam, jestem dość dobrą kucharką. Od kiedy byłam w domu dziecka codziennie gotowałam.- Powiedziałam zdejmując buty.
-Siemanko wszystkim.- Krzyknęłam do pozostałej czwórki i El.
-Siemanko. Już myśleliśmy, że nigdy się nie zjawisz. Zayn ciągle biadoli, że nie ma cie tutaj. Weź go już z stąd.
-Przecież widzieliśmy się rano. - Powiedziałam, obejmując chłopaka mocno. Ten złożył pocałunek na moim czole. Jego zapach był zmieszany z dymem tytoniowym.
-Tęskniłem za Tobą.
-Musiałam coś załatwić. Troszeczkę mi się zeszło. Ale już robię wam coś do jedzenia. Zayn czekaj grzecznie. To samo tyczy się was chłopaki.
-Pomogę Ci, będzie szybciej.- Zaproponowała El.
-Jasne, choć.
Zaczęłyśmy przygotowywać posiłek w międzyczasie świetnie się bawiłyśmy. Żartowałyśmy. Zdecydowanie musimy to jeszcze powtórzyć. Po pół godziny obiad był gotowy. Zawołałyśmy chłopców do kuchni. Nie musiałyśmy zbyt długo czekać, chłopcy już siedzieli na miejscu i czekali grzecznie na obiad. Nałożyłyśmy wszystkim i razem zaczęliśmy konsumować. Chłopcy podczas obiadu opowiadali nam jak było na próbie. Z tego, co opowiadali, to nie nudzili się. Po obiedzie sprzątnęłam ze stołu, Zayn, jako jedyny był chętny mi pomóc. Podczas mycia naczyń rozmawialiśmy.
-Byłam dzisiaj u tego prawnika.
-I jak?
-Nie uwierzysz, Państwo Jones zapisali mi w testamencie. Powiem Ci lepiej jestem jedynym spadkobiercą.
-Ale jak to? Przecież nie byliście spokrewnieni.
-Wiem, sama tego wszystkiego nie rozumiem. Mecenas był bardzo miły. Mógłby być moim dziadkiem. Od samego początku był prawnikiem Państwa Jones.
-I, co takiego Ci zapisali? Domek, samochód czy same długi?
-Firmę.- Powiedziałam poważnie.
Zapanowała cisza, którą przerwał spadający talerz. Rozbił się na kawałeczki.
-Zayn, uważaj. To był taki ładny talerz. Nie znajdziemy już takich.- Powiedziałam z pretensją.
-Zostawmy teraz ten talerz, jak to firmę?- Zaczął dopytywać.
-No firmę odzieżową. Miałabym być prezesem. Mecenas Hart dał mi konieczne dokumenty do podpisania. Jeśli podpiszę firma będzie moja. Co prawda marzyłam o czymś takim, ale nie wiem czy chce coś od rodziny Jones.
-Niewiem, co o tym myśleć. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nie wiem, co Ci doradzić. Na pewno pogadaj z Harrym i rodzicami.
-Może masz racje. Jeszcze coś, gdybym przyjęła ofertę bylibyśmy sąsiadami. - Powiedziałam kończąc sprzątać.
-Co masz na myśli?- Zapytał mulat, również kończąc. Usiedliśmy przy stole.
-Eh, firma jest naprzeciwko waszej wytwórni.
-Masz na myśli,,Fashion Corporation Jones”?
Przytaknęłam, chłopak tylko założył ręce na głowę. Nie zamieniliśmy żadnego zdania więcej. Siedzieliśmy w ciszy trzymając się za ręce.
-Co tak siedzicie gołąbeczki? Oglądamy z chłopakami i El film komediowy. Idziecie?- Zapytał pasiasty, buszując po kuchni. Wyciągał wszystko, co mieli w pomieszczeniu. Od orzeszków po chrupki.
-Zaraz do Was dołączymy. Przygotujcie dla nas miejsca i dużo słodyczy.- Powiedziałam.
-Wujcio Lou przygotuje wam takie gniazdko, że nie będziecie chcieli niego wyjść.
Znowu zostaliśmy sami. Spojrzałam na Zayna. Nie wiedziałam, o co mu chodzi.
-O, co Ci chodzi?
-Nie nic, już zapomniałaś jak skończyła się twoja przygoda ze słodyczami. Chyba nie była to zbyt duża nauczka. Musisz to wszystko powtórzyć dzisiaj.
Podeszła do chłopaka i usiadłam na jego kolanach. Przytuliłam się do niego.
-Zayn, gdyby dzisiaj się to powtórzy to Ty się mną dobrze zajmiesz. Wczoraj byłeś taki kochany i przyniosłeś mi i Niallowi leki. Więc dzisiaj też pomożesz. Nie zostawisz mnie w potrzebie. Prawda?
Zaczęłam delikatnie muskać jego szyje.
-I jak ja mam Ci odmówić.
-Wiem, że mnie kochasz. A wracając do naszej wcześniejszej rozmowy. Masz czas w piątek?
-Nie wiem, ale jest duże prawdopodobieństwo, że tak, a co?
-Pamiętasz co mi obiecałeś na wyjeździe?
Chłopak zaczął udawać, że nie wie, o co chodzi.
-Zayn, nie udawał. Obiecałeś, że pójdziesz ze mną do studia tatuażu.
-Pamiętam, pamiętam, ale na pewno chcesz go zrobić? On zostanie już do końca życia.
-Tak jestem pewna. Czemu mi odradzasz? Sam masz ze 30 a Harry około 40. A ja jedynie chce mały napis na barku. To tylko jeden tatuaż.
-Teraz tak mówisz, a później kolejny i kolejny. To jest jak uzależnienie. Pamiętaj.
-Oj dobrze tatuśku będę pamiętać. A więc pójdziesz ze mną?
-Pójdę. Zaprowadzę Cię do znajomego. Co do tego testamentu, pogadaj z rodzicami i Harrym, Gem.
-Wiem.
Mulat złożył na moich ustach delikatny, ale bardzo czuły pocałunek. Odwzajemniłam go. Następnie ruszyliśmy do salonu gdzie Lou coś działał. Kiedy to zobaczyłam myślałam, że padnę na podłogę. Wybuchnęłam śmiechem zaraz po mnie mulat. Mianowicie Lou tworzył razem z Niallem gniazdo z poduszek, uszczelniając dziury kocem. To wszystko zdecydowanie wyglądało jak gniazdo. Kiedy już się uspokoiliśmy, przytuliłam pasiastego mocno i podziękowałam mu. Razem z Zaynem zajęliśmy miejsce w gniazdku a następnie chłopcy włączyli film. Wtuliłam się w chłopaka. Było mi naprawdę wygodnie. Lou się postarał, muszę mu się odwdzięczyć. Film trwał nie całe dwie godziny. W międzyczasie wygłupialiśmy się Harry i Liam komentowali przez cały film zachowanie głównych bohaterów, to było zdecydowanie komiczne. W czasie trwania całego seansu w mojej głowie kłębiły się różne rozwiązania całej tej sytuacji, ale żadne z nich nie było zbyt dobre. Szepnęłam na ucho mulata, że idę pogadać z rodzicami. Już wstawałam, kiedy zabrzmiał dzwonek. Nikt z nas nie spodziewał się dzisiaj nikogo. Zauważyłam, że nikt nie ma zamiaru wstać. Westchnęłam, jak zawsze to ja odwalam najgorszą robotę. Szybko podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je a w nich ujrzałam całą moją rodzinkę.
-Jak ja się za Tobą stęskniłam córeczko.
-Mamo widziałyśmy się wczoraj.
-Oj tam, dla mnie to wieczność, a gdzie ten drugi łobuziak? Haroldzie?!- Zaczęła wykrzykiwać imię mojego brata.
-Tylko nie Haroldzie, jestem Harry mamo.- Powiedział chłopak witając się z kobietą.
Chłopcy również przywitali się z gośćmi. Za sobą poczułam, że ktoś za mną stoi, obróciłam się do osoby. To był Malik.
-Może wyczuli, że chcesz z nimi pogadać.- Szepnął mi na ucho.
-Być może.
Chłopcy zaprosili całą rodzinę Styles do środka. Lou razem z El poszli zaparzyć herbatę. A reszta zasiadła w salonie. Od razu zaczęli o czymś gadać. Przysiedliśmy do nich.
-Słyszeliśmy, że macie zamiar współpracować z tą sławną firmą ubrań. Nie mogę w to uwierzyć. Co prawda od jakiegoś czasu nie idzie im najlepiej, ale z czasem znowu będą na szczycie.- Powiedziała Gem.
Cały czas się przysłuchiwałam, czyżby mówili o tej firmie, co myślę.
-To prawda, dwa dni temu zaczęliśmy współpracę z firmą ,,Fashion Corporation Jones”.- Powiedział Liam zajadając ciasteczko. Omal nie wyplułam całego soku z buzi. Na szczęście Zayn mnie asekurował.
-Słyszałem, że nie mają zbyt dobrego kierownika czy też prezesa. Jestem ciekawy, co nam zaproponują.- Powiedział Hazza.
Nie udzielałam się za bardzo w dyskusje. Później z nimi pogadam. Byłam trochę zła, że Zayn wszystko wiedział i mi nic nie powiedział. Wszyscy świetnie się dogadywali, po półtorej godzinie chłopcy się ulotnili zostałam tylko ja i rodzinka.
-Chciałam z wami porozmawiać.- Zaczęłam. Od razu wszyscy zwrócili się do mnie.
-Tak słońce?
-Kilka dni temu, odwiedziło mnie FBI..-zaczęłam, ale szybko przerwała mi matka.
-Jak to FBI, co żeś naskrobała.
-Eh...Nic nie naskrobałam, po prostu od jakiegoś czasu szukał mnie mecenas Hart. Był on prawnikiem Państwa Jones.
-Co oni mają wspólnego. Już za dużo zrobili krzywdy a teraz znowu.- Zaczął Robin.
-Chodzi o to, że przed śmiercią Państwo zapisali mi spadek. - Powiedziałam.
Kolejny raz zapadła cisza w moim otoczeniu.
-Jak to spadek?!- Zaczął Harry.
-No tak to, nie mam pojęcia, dlaczego mi. Dzisiaj byłam na spotkaniu z tym mecenasem. Jestem jedynym spadkobiercą.- Dokończyłam.
Wszyscy byli zamyśleni, na ich twarzach widniało również zdenerwowanie. Nie miałam im tego za złe, sama mało z tego rozumiałam.
-No dobrze, a co Ci zostawili?- Zapytała Gem.
Zaczęłam się drapać po głowie, jak ja mam im powiedzieć. Westchnęła.
-Zostawili mi firmę.
-Co?!?!?!?!- Krzyknęli wszyscy razem. Aż do pomieszczenia przybiegła reszta.
-Co się stało?- Zapytał Niall.
-Nie wiem, co powiedzieć.- Powiedziała jednocześnie moja mama i Robin.
-Moja mała siostrzyczka dostała w spadku firmę.
Poczułam wzrok każdego w tym pokoju.
-Masz własną firmę?- Zapytał Lou.
-Jeszcze nie, mecenas przekazał mi papiery, które muszę podpisać, aby odziedziczyć firmę. Najpierw chciałam z wami pogadać i poznać wasze zdanie.
-Rozumiemy, to już zależy od Ciebie czy chcesz to przyjąć czy nie.
-A, jaka to firma?
-,,Fashion Corporation Jones”- powiedziałam szybko.
-No, co ty pier......- Zaczął Harry, ale szybko przerwał widząc zły wzrok mamy.- Nie powiesz.
Jakoś udało mu się wybrnąć z sytuacji.
-Ostro będziesz jakby, co z nami pracować. Ja się bardzo cieszę.- Powiedział Niall.
Uśmiechnęłam się do niego.
-Casy, jesteśmy zawsze po twoje stronie, jaką decyzję podejmiesz. Możesz na nas liczyć. Pomożemy Ci.
-Wiem, dziękuje.
Rodzice siedzieli jeszcze jakiś czas, rozmawialiśmy cały czas o tej firmie. Każdy wypowiadał się, co myśli o niej. Szczerze, jeśli ją przejmę planowałam zdecydowanie zmienić nazwę firmy. Nie chce by kojarzyli mnie z rodziną Jones. Kiedy goście już wyszli, wszyscy położyliśmy się spać. Każdy był wykończony dzisiejszym dniem. Zasnęłam wtulona w Zayna, najcudowniejszego chłopaka na świecie.

9 komentarzy:

  1. Matko! ♥
    Zadziwia mnie Twoja pomysłowość ;oo
    Nie wiem z kąt Ty bierzesz tak dużo wspaniałych pomysłów♥♥
    Cudownie, to wymyśliłaś z tą firmą! :)
    Rozdział wspaniały! ♥
    I Zayn taki słodki! ♥
    Co ja mówię?!
    Zayn i Casy - obydwoje są słodcy! ♥♥♥
    I Louis! Awwww :D
    On też cudownie odgrywa swoją rolę wujka! :D
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! ♥♥♥
    Jestem bardzo ciekawa co wydarzy się w kolejnych rozdziałach ♥♥♥
    Z niecierpliwością wyczekuję na każdy! ♥
    Uwielbiam ta historię! ♥

    Zapraszam Cię serdecznie na mojego nowego bloga :)
    Mam nadzieję, ze również wpadniesz i skomentujesz ♥♥♥
    Będę bardzo wdzieczna;)
    Zapraszam też do zaobserwowania bloga- oczywiście jeśli się spodoba :) ♥♥♥
    http://come-back-to-me-eff.blogspot.com/
    Zapraszam :)
    Pozdrawiam, życzę weny i do nastepnego ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak późno pojawił się rozdział. Bardzo się cieszę, że się podoba historia. A na Twojego bloga chętnie wejdę i skomentuje. Pozdrawiam:*

      Usuń
  2. Pojawił się 1 rozdział http://come-back-to-me-eff.blogspot.com/ Zapraszam ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny, ale jak dla mnie Tomi za szybko to wszystko sobie poukładała w głowie. Ja na jej miejscu nie mówiłabym od razu wszystkim, ew. tylko Zaynowi, ogółem jak dla mnie za szybko przyswoiła sobie to, że jednak ma rodzinę i wgl. To jest tylko moje zdanie, i nie, wcale cię nie krytykuję :) Po prostu dla mnie to wszystko za szybko poszło

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje, za twoją opinię. Po przeczytaniu kilka razy również zauważyłam że akcja zbyt szybko sie dzieje. Postaram się niedługo może trochę poprawić. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy next??????????????????

    OdpowiedzUsuń
  6. Jutro lub w niedziele. Na pewno się pojawi, obiecuje. Przepraszam, że tak długo nie dodaje. Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej Joasiu! ;) (chyba mogę tak mówić, co? No pewnie, że mogę :D )
    Zacznę od tegoo, że odkryłam twojego bloga przez to, iż nominowałaś mój do LA za co dziękuję <3 I tak chciałam sprawdzić, o co chodzi na blogu i czytam od dzisiejszego popołudnia <3 I muszę ci powiedzieć, że wciągnęłaś mnie do tego swojego świata ;)
    Tak więc zacznijmy od początku... :
    Co przekonało mnie do zostania tutaj po przeczytaniu pierwszych dwóch rozdziałów? Po pierwsze wspaniała, orginalna fabuła <3 oraz historia, choć tragiczna, Cassy (Tomi) Ta dziewczyna naprawdę przeżyła dużo, ale nie poddała się. Każdy człowiek zapewne zwątpiłby i zamknął się w swoim własnym świecie ;) Ale nie Cassy! Ona zasługuje na podziw! Przez to, że jakoś przetrwała te trudności w życiu, teraz może cieszyć się tym, że ma cudowną rodzinę, chłopaka i przyjaciół, a także i obecnie spadek ;) To wszystko jest takim zadośćuczynieniem za wszelkie zło, które ją spotkało <3
    Co do tych kilkunastu rozdziałów:
    Uważam, że są boskie! <3 Pokazują jak Zayn zbliża się do Tomi i na odwrót ;) On jest taki czuły i opiekuńczy - wymarzony chłopak <3 Zawsze pomaga Cassy i za to go kocham! I jeszcze jaki roomantyczny <3 Uwielbiam tę parę i całym sercem im kibicuję! <3 Uwielbiam też te wszystkie zabawne sceny. Niektóre rozśmieszają mnie tak, że głupio śmieję się do siebie ;D Jak ty je wymyślasz? Ubóstwiam też chłopaków, którzy na każdym kroku żartują ;) Są fantastyczni!
    A teraz jeszcze ta firma? Ciekawe ci zrobi Cassy? Czy podejmie temu wyzwaniu? Czy może jednak odmówi?
    Czekam z niecierpiwością na kolejny rozdzialik ;D
    Oczywiście to, co sądze nie da się wyrazić takim jednym marnym komentarzem, ale bolą mnie już ręcę id tego pisania na telefonie, więc kończe! <3
    Całuski!
    Weny!
    <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń