Kiedy otworzyłam oczy,
nie wiedziałam gdzie jestem. Dopiero jak przyzwyczaiłam się do
światła zorientowałam się gdzie jestem. Uśmiechnęłam się do
siebie. Zaczęłam się rozciągać ale coś mi ciążyło. Obróciłam
się w bok. To, co ujrzałam spowodowało, że moje serce całkowicie
rozmiękło. Zayn spał wtulony we mnie. To było takie słodkie.
Idealny nieład na głowie. Co jakiś czas pochrapywał. Przybliżyłam
twarz do chłopaka i delikatnie musnęłam jego usta. Chłopak oddał
pocałunek.
-Tak mogę być budzony
zawsze. - Powiedział mrucząc i kładąc się na mnie.
-Tak, i może jeszcze za
każdym razem mam być to ja.- Powiedziałam uśmiechając się do
niego.
-Nie brałem nikogo
więcej pod uwagę.
Zaśmiałam się, mulat
razem ze mną. Było mi tak dobrze. Mogę powiedzieć, że pierwszy
raz od bardzo długiego czasu byłam wyspana. Czułam spokój w
sercu. Może w końcu znalazłam swoją przystań, w której będę
mogła żyć jak w domu. Leżeliśmy wtuleni w siebie. Nie chciało
nam się wstawać. Ale jak to zawsze bywa naszą wspaniałą chwilę
przerwało pukanie do drzwi. Niecierpliwa osoba nawet nie czekała na
znak, że może wejść. W progu już stał Louis. Na jego twarzy
widniał szeroki uśmiech. Nawet nie minęła sekunda a chłopak już
leżał między nami. Zaczęłam się śmiać. Przybysz cały czas
się kręcił.
-Zayn pobudka, za 10
minut mamy próbę. Moim dzisiejszym zadaniem jest przypilnowanie
ciebie abyś się nie spóźnił. Z naszej całej piątki tylko tobie
zajmuje tak dużo czasu na przygotowanie się.
-Nie prawda, zazwyczaj to
ty się spóźniasz.
Chłopcy zaczęli się
przedrzeźniać i delikatnie szarpać. Chciałabym, aby to tak
wyglądało, ale niestety tak nie było. Zaczęli się na żarty bić
i to tak mocno, że wylądowałam na podłodze. Moje cztery litery
mocno mnie bolały. Byłam na nich zła. Jak można zwalić tak
dziewczynę. Przy uchu usłyszałam gromki śmiech obu tu obecnych.
Spojrzałam na nich. Oni się śmiali moim kosztem. Spiorunowałam
ich wzrokiem bazyliszka i rzuciłam w nich poduszką. Wstałam szybko
z podłogi i udałam się do łazienki. Chciałam jak najszybciej się
ubrać i zjeść śniadanie gdyż byłam strasznie głodna.
Wyszykowanie nie zajęło mi nawet 5 minut. Wyszłam z łazienki na
łóżku siedział mój chłopak. Uśmiechał się do mnie.
Postanowiłam udawać obrażoną.
-Cas, nie obrażaj się
na mnie, to wszystko wina Lou. Słyszałaś, co on powiedział.
Musiałem mu oddać za to, co powiedział.- Powiedział podchodząc
do mnie, następnie mnie objął.
-Wasza wina, że
wylądowałam na podłodze. Przez was tyłek mnie boli.
-Zawsze mogę wymasować.-
Szepnął mi na ucho.
Na moich policzkach
zagościły rumieńce.
-Zboczeniec. Idź, bo się
spóźnisz, nie chcesz żeby znowu przez Ciebie się dostali ochrzan
od Paula.
-No nie i ty trzymasz ich
stronę. Powinnaś być po mojej.
-I tak mnie kochasz, a
teraz leć.- Powiedziałam, po czym pocałowałam go. On odwzajemnił
go.
-Eleanor, zostaje, więc
nie będziesz się nudziła. Kocham Cię. Do zobaczenia później.-
Pożegnał się ze mną. I tak zostałam sama w pokoju. Sięgnęłam
do torebki po paczkę papierosów, ruszyłam na balkon. I tak
zaczęłam palić papierosa. W międzyczasie rozmyślałam o tym
wszystkim. Jak również starałam się zorganizować sobie czas na
dzisiaj. Miałam jeszcze zadzwonić do tego prawnika. Kiedy
skończyłam palić ruszyłam do salonu gdzie siedziała Eleanor.
Miałam racje dziewczyna siedziała w salonie i oglądała jakiś
program o modzie. Dosiadłam się do niej.
-Siemanko. - powiedziałam
na przywitanie i przytuliłam El.
-No cześć jak ja się
cieszę, że cię widzę. Myślałam, że sama spędzę całe
południe.
-Akurat też nie mam, co
robić, więc może pójdziemy na jakieś zakupy a później do
kawiarni na smaczne ciastko.
-Mi pasuje. Ale czy tobie
na pewno. Słyszałam o wczoraj. - Powiedziała zatroskana.
Chłopcy musieli już
wszystkim rozgadywać to, co się wydarzyło wczoraj.
-Nic mi nie będzie,
spokojnie. A chłopaków zabije później.- Odparłam, po czym
wybuchnęłam śmiechem. Dziewczyna zaraz po mnie. Jeszcze chwile
porozmawiałyśmy a następnie udałyśmy się na miasto.
Dzisiejszego dnia była naprawdę piękna pogoda. Słońce wysoko
świeciło. Na niebie nie było żadnej szarej chmurki, która miała
wypuścić deszcz. Wiele ludzi kręciło się na ulicy. Podobało mi
się to. Byłyśmy wśród ludzi, ale mimo to i tak wiedziałam, że
dziennikarze za nami idą. Nigdy z tego się nie uwolnimy w końcu
jesteśmy dziewczynami chłopaków ze znanego zespołu. Dla nich
liczy się tylko jak zarobić pieniądze. Nie ważne czy komuś
stanie się krzywda. Sensacja, plotki to jest ich życie. Razem z El
odwiedziłyśmy chyba wszystkie sklepy, jakie są w Londynie. Czułam
się świetnie w jej towarzystwie, prawie jak siostry.
Przechodziłyśmy właśnie koło sklepu z biżuterią. W moje oczy
wpadły piękne kolczyki, były czarne i zgrabne. Mógłby je nosić
każdy. Chłopak czy dziewczyna. Nie przeszkadzało to w niczym.
Weszłam z dziewczyną do sklepu. Nie zawahałam się ani trochę.
Kupiłam je. Pomyślałam sobie, że Ja i Zayn założymy po jednym.
Było to dla mnie uroczę i oddane. El podzieliła mój pomysł. Sama
kupiła dwie bransoletki z inicjałami. Swoich i Lou. Oni się tak
kochali. Byłam szczęśliwa, że w końcu im się układa, bo nie
zawsze było tak wesoło, a to wszystko była wina wytwórni.
Narzucali swoje tempo na chłopaków nie mieli za dużo czasu dla
rodziny. W końcu chłopcy się postawili i dali swoje warunki. I
dobrze się stało mają teraz więcej czasu dla siebie. Zadowolone i
spełnione wyszłyśmy ze sklepu. Zdecydowanie zgłodniałam po
całych zakupach. Udałyśmy się do świetnej kawiarni gdzie serwują
świetną kawę oraz wyśmienitą szarlotkę.
-Bardzo się cieszę, że
wszystko się układa.- Powiedziała dziewczyna.
-Ja również się
cieszę, mam nadzieje, że to już koniec wszystkich problemów.
Bardzo się cieszę, że w końcu pogodziliście się z Lou.
Przepraszam, że nie było mnie wtedy z wami. Ale musiałam sobie
wszystko poukładać.
-Ja również się
cieszę, teraz staramy się spędzać ze sobą więcej czasu. Nawet
mogę Ci powiedzieć coś w tajemnicy, tylko nic nie mów chłopakom.
Przysunęłam się do
niej bliżej. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
-Louis zaproponował mi
abym się do niego wprowadziła- szepnęła mi na ucho.
Zabrakło mi słów. Aż
tak się chłopak zaangażował. Uśmiechnęłam się do nie szeroko
i przytuliłam ją mocno. Byłam szczęśliwa.
-Tak się cieszę,
oczywiście nic nikomu nie powiem. Nadal nie mogę w to uwierzyć, że
wujek Lou poczynił takie postępy.
-Wujek?
-Tak kazał na siebie
wołać, gdybym potrzebowała porady.- Wytłumaczyłam dziewczynie.
Wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem, ale natychmiast zostałyśmy
uciszone. Zrobiło nam się głupio. Spojrzałam na zegarek, było
kilka minut po 12. Postanowiłam się pożegnać z dziewczyną. Nie
miała nic przeciwko. Ona również miała coś do załatwienia w
pracy. Pożegnałam się z nią, a sama ruszyłam do domu w końcu to
nie było tak daleko. Kiedy byłam już na miejscu odłożyłam
wszystko na podłogę. Byłam trochę zmęczona, w końcu każdego
mogłoby to zmęczyć. W szczególności facetów. Usiadłam na
kanapę buty rozrzuciłam po pomieszczeniu. Na stole leżała
karteczka z numerem telefonu do tego adwokata. Westchnęłam, w końcu
będę musiała zadzwonić. Sięgnęłam po telefon a następnie
wystukałam numer adwokata. Nie musiałam długo czekać, mężczyzna
odebrał od razu.
-Halo, dzwonie w sprawie
testamentu państwa Jones. Tak, mam teraz czas. Tak, zaraz będę u
pana. Do widzenia.
Wstałam szybko z kanapy
i ubrałam buty. W międzyczasie zamówiłam taksówkę, w końcu
takiego odcinka drogi nie będę pokonywać na piechotę. Po 10
minutach przyjechała taksówka. Powiedziałam, gdzie ma mnie zabrać.
I już po 10 minutach byłam na miejscu. Przede mną znajdywał się
wielki budynek. Wyglądał na stary. Mimo wszystko miał coś w
sobie. Ruszyłam do drzwi. W międzyczasie, kiedy czekałam aż ktoś
mi otworzy rozejrzałam się po ogrodzie. Było tu tak wiele odmian
kwiatów i to w różnych kolorach.
-Dzień dobry, mecenas
Hart już czeka na panią. Za mną.- Powiedziała kobieta w średnim
wieku, była bardzo elegancko ubrana. Znała się na dobieraniu
ubrań. Szłam za nią, tak, aby jej nie zgubić gdyż dość szybko
szła. Kobieta wskazała mi drzwi, do których mam wejść. Niepewnie
weszłam do środka, na pierwszy rzut oka pomieszczenie wydawało się
małe, ale później zauważyłam, że pomieszczenie zajmuje wiele
książek. Przy biurku siedział starszy mężczyzna.
-Dzień dobry, byliśmy
umówieni.
-A tak, witam panią.
Nazywam się mecenas Harold Hart. Od kliku miesięcy panią
poszukuje.
-Tak, wiem. Policja dała
mi do pana numer. Mam nadzieje, że nie zajmie to za dużo czasu.
-Nie proszę się nie
martwić. Więc przejdę od razu do rzeczy. Państwo Jones
pozostawiło testament, w którym wszystko jest zapisane na panią.
-Ale jak to? Przecież
oni nawet nie byli moją rodziną. Więc dlaczego?
-To prawda, że nie byli,
ale to właśnie na Casy Styles zostawili wszystko. Państwo
wiedziało, że nie mogą mieć własnych dzieci, a że pani była
najstarsza to właśnie pani wszystko zostawili. Wręcz zmuszeni byli
wszystko zapisać, od kilkunastu lat państwo Jones obawiali się o
swoje życie. Cały czas ktoś wysyłał anonimy. Bali się o swoje
życie. Dlatego teraz odczytam testament.
Nie mogłam uwierzyć w
to, co ten człowiek mówi. Ja nawet nie byłam dla nich córką.
Cały czas słuchałam mecenasa.
-....Dlatego zostawiamy
Casy Styles firmę odzieżową ,, Fashion Corporation Jones”. -
Mecenas Hart skończył czytać. Cały czas patrzyłam się na niego
z otwartą buzią. Oczy prawie wyleciały mi z orbit. Ja miałam
dostać firmę.
-Pan żartuje?
-Nic z tych rzeczy,
Państwo Jones pozostawili pani firmę odzieżową. Teraz to pani
jest prezesem całej spółki. Aktualnie jest ktoś inny na tym
stanowisku, ale jest on na zastępstwo. I powiem szczerze nie radzi
sobie za bardzo. Cała firma podupada. Nie mając prawdziwego
prezesa. Jestem pewny, że wie pani gdzie się znajduje firma.
-Tak, wiem. Lecz nie
wiedziałam, że należała ona do Państwa Jones. Prawie nic nie
mówili o swoje pracy.
-To ze względu na
bezpieczeństwo. Ich konkurencja czyhała na ich majątek i firmę.
-Mimo to nadal nie
rozumiem, dlaczego mi. Proszę mi jeszcze powiedzieć, kim była
konkurencja?
-,, Fashion Corporation
West”- powiedział. A mi całkowicie opadły ręce. Tak samo miał
na imię Billy West. Co prawda jego rodzice byli znani. Ale są w
innym fachu. Musiałam się upewnić.
-Czy Państwo West, mają
może syna?- Liczyłam, że zaprzeczy.
-Tak, Billiego Westa.
Moim zdanie bardzo rozpieszczony młodzieniec. I mało wychowany. Ale
mi nie wolno oceniać, więc proszę nie brać to na poważnie
panienko.
-Nie ma pan całkowitą
racje. Proszę nie przeszkadzać.
-Jesteś bardzo miłą
osobą. Dobrze wracając do sytuacji. Wystarczy, że pani podpiszę
tą umowę i jest pani właścicielką firmy.
To zdecydowanie działo
się za szybko.
-Czy muszę od razu
odpowiadać?
-Nie oczywiście, proszę
sobie wszystko na spokojnie przemyśleć, wiem, że w tak młodym
wieku może być ciężko. Proszę wziąć umowę i dokładnie ją
przeczytać. Zna panienka mój numer, gdy zdecyduje się panienka
proszę do mnie zadzwonić.
-Dziękuje. Uścisnęłam
rękę mężczyźnie i wyszłam z budynku. W dłoni cały czas
trzymałam plik kartek. Miałam wrażenie, że te kartki mają duży
wpływ na moje życie. To prawda, że kiedyś marzyłam, aby zostać
projektantką. Ale to było tylko dziecięce marzenie, które nie ma
szans, aby się spełniło. Moje przypuszczenia, co do Billego
również były trafne. Jego celem było zabicie mnie. Tylko, na kogo
zlecenie. Może na rodziców w końcu byli oni wrogami Państwa
Jones. Kwatera firmy znajdowała się naprzeciwko wytwórni Syco
Music. Tak blisko chłopaków. Nie wiedziałam, co zrobić. Na
zegarze widniała godzina 15. Zapewne chłopcy już wrócili do domu
i jestem pewna, w 100% że są głodni i zbyt leniwi, aby coś sobie
zrobić. Wstąpiłam jeszcze na rynek, aby kupić najpotrzebniejsze
rzeczy, aby przygotować im obiad. Planowałam przyrządzić coś
lekkiego, ale smacznego. Kiedy miałam już wszystko zamówiłam
taksówkę i tak po nie długim czasie byłam przed domem chłopaków.
Zapłaciłam kierowcy i ruszyłam ze wszystkimi tobołami do domu.
Nacisnęłam dzwonek, ale nikt mi nie otwierał. Wkurzyłam się gdyż
sama stoję z tymi ciężkimi torbami. Powoli zaczęła pulsować mi
żyłka na czole. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam kopać w
drzwi. Może w końcu ktoś się pokwapi i mi otworzy. Dobrze, że
zaczęłam tak robić, bo po chwili w drzwiach zobaczyłam Liama.
-Cas, spokojnie, bo
będziemy musieli wymienić drzwi.
-To było łaskawie
szybciej mi otworzyć a nie ja tu sama sobie kwitnę. Masz to, zanieś
wszystko do kuchni. Zaraz zrobię coś na obiad, bo pewnie wy nic nie
zrobiliście sobie.
-Casy, ratujesz nam
życie. Myśleliśmy, że umrzemy z głodu. Harry zmarnował resztki,
jakie mieliśmy w lodówce. Spalił wszystko. On się nie nadaje na
kucharza. Mam nadzieje, że radzisz sobie lepiej niż twój brat.
-O przepraszam, jestem
dość dobrą kucharką. Od kiedy byłam w domu dziecka codziennie
gotowałam.- Powiedziałam zdejmując buty.
-Siemanko wszystkim.-
Krzyknęłam do pozostałej czwórki i El.
-Siemanko. Już
myśleliśmy, że nigdy się nie zjawisz. Zayn ciągle biadoli, że
nie ma cie tutaj. Weź go już z stąd.
-Przecież widzieliśmy
się rano. - Powiedziałam, obejmując chłopaka mocno. Ten złożył
pocałunek na moim czole. Jego zapach był zmieszany z dymem
tytoniowym.
-Tęskniłem za Tobą.
-Musiałam coś załatwić.
Troszeczkę mi się zeszło. Ale już robię wam coś do jedzenia.
Zayn czekaj grzecznie. To samo tyczy się was chłopaki.
-Pomogę Ci, będzie
szybciej.- Zaproponowała El.
-Jasne, choć.
Zaczęłyśmy
przygotowywać posiłek w międzyczasie świetnie się bawiłyśmy.
Żartowałyśmy. Zdecydowanie musimy to jeszcze powtórzyć. Po pół
godziny obiad był gotowy. Zawołałyśmy chłopców do kuchni. Nie
musiałyśmy zbyt długo czekać, chłopcy już siedzieli na miejscu
i czekali grzecznie na obiad. Nałożyłyśmy wszystkim i razem
zaczęliśmy konsumować. Chłopcy podczas obiadu opowiadali nam jak
było na próbie. Z tego, co opowiadali, to nie nudzili się. Po
obiedzie sprzątnęłam ze stołu, Zayn, jako jedyny był chętny mi
pomóc. Podczas mycia naczyń rozmawialiśmy.
-Byłam dzisiaj u tego
prawnika.
-I jak?
-Nie uwierzysz, Państwo
Jones zapisali mi w testamencie. Powiem Ci lepiej jestem jedynym
spadkobiercą.
-Ale jak to? Przecież
nie byliście spokrewnieni.
-Wiem, sama tego
wszystkiego nie rozumiem. Mecenas był bardzo miły. Mógłby być
moim dziadkiem. Od samego początku był prawnikiem Państwa Jones.
-I, co takiego Ci
zapisali? Domek, samochód czy same długi?
-Firmę.- Powiedziałam
poważnie.
Zapanowała cisza, którą
przerwał spadający talerz. Rozbił się na kawałeczki.
-Zayn, uważaj. To był
taki ładny talerz. Nie znajdziemy już takich.- Powiedziałam z
pretensją.
-Zostawmy teraz ten
talerz, jak to firmę?- Zaczął dopytywać.
-No firmę odzieżową.
Miałabym być prezesem. Mecenas Hart dał mi konieczne dokumenty do
podpisania. Jeśli podpiszę firma będzie moja. Co prawda marzyłam
o czymś takim, ale nie wiem czy chce coś od rodziny Jones.
-Niewiem, co o tym
myśleć. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nie wiem, co Ci
doradzić. Na pewno pogadaj z Harrym i rodzicami.
-Może masz racje.
Jeszcze coś, gdybym przyjęła ofertę bylibyśmy sąsiadami. -
Powiedziałam kończąc sprzątać.
-Co masz na myśli?-
Zapytał mulat, również kończąc. Usiedliśmy przy stole.
-Eh, firma jest
naprzeciwko waszej wytwórni.
-Masz na myśli,,Fashion
Corporation Jones”?
Przytaknęłam, chłopak
tylko założył ręce na głowę. Nie zamieniliśmy żadnego zdania
więcej. Siedzieliśmy w ciszy trzymając się za ręce.
-Co tak siedzicie
gołąbeczki? Oglądamy z chłopakami i El film komediowy. Idziecie?-
Zapytał pasiasty, buszując po kuchni. Wyciągał wszystko, co mieli
w pomieszczeniu. Od orzeszków po chrupki.
-Zaraz do Was dołączymy.
Przygotujcie dla nas miejsca i dużo słodyczy.- Powiedziałam.
-Wujcio Lou przygotuje
wam takie gniazdko, że nie będziecie chcieli niego wyjść.
Znowu zostaliśmy sami.
Spojrzałam na Zayna. Nie wiedziałam, o co mu chodzi.
-O, co Ci chodzi?
-Nie nic, już
zapomniałaś jak skończyła się twoja przygoda ze słodyczami.
Chyba nie była to zbyt duża nauczka. Musisz to wszystko powtórzyć
dzisiaj.
Podeszła do chłopaka i
usiadłam na jego kolanach. Przytuliłam się do niego.
-Zayn, gdyby dzisiaj się
to powtórzy to Ty się mną dobrze zajmiesz. Wczoraj byłeś taki
kochany i przyniosłeś mi i Niallowi leki. Więc dzisiaj też
pomożesz. Nie zostawisz mnie w potrzebie. Prawda?
Zaczęłam delikatnie
muskać jego szyje.
-I jak ja mam Ci odmówić.
-Wiem, że mnie kochasz.
A wracając do naszej wcześniejszej rozmowy. Masz czas w piątek?
-Nie wiem, ale jest duże
prawdopodobieństwo, że tak, a co?
-Pamiętasz co mi
obiecałeś na wyjeździe?
Chłopak zaczął udawać,
że nie wie, o co chodzi.
-Zayn, nie udawał.
Obiecałeś, że pójdziesz ze mną do studia tatuażu.
-Pamiętam, pamiętam,
ale na pewno chcesz go zrobić? On zostanie już do końca życia.
-Tak jestem pewna. Czemu
mi odradzasz? Sam masz ze 30 a Harry około 40. A ja jedynie chce
mały napis na barku. To tylko jeden tatuaż.
-Teraz tak mówisz, a
później kolejny i kolejny. To jest jak uzależnienie. Pamiętaj.
-Oj dobrze tatuśku będę
pamiętać. A więc pójdziesz ze mną?
-Pójdę. Zaprowadzę Cię
do znajomego. Co do tego testamentu, pogadaj z rodzicami i Harrym,
Gem.
-Wiem.
Mulat złożył na moich
ustach delikatny, ale bardzo czuły pocałunek. Odwzajemniłam go.
Następnie ruszyliśmy do salonu gdzie Lou coś działał. Kiedy to
zobaczyłam myślałam, że padnę na podłogę. Wybuchnęłam
śmiechem zaraz po mnie mulat. Mianowicie Lou tworzył razem z
Niallem gniazdo z poduszek, uszczelniając dziury kocem. To wszystko
zdecydowanie wyglądało jak gniazdo. Kiedy już się uspokoiliśmy,
przytuliłam pasiastego mocno i podziękowałam mu. Razem z Zaynem
zajęliśmy miejsce w gniazdku a następnie chłopcy włączyli film.
Wtuliłam się w chłopaka. Było mi naprawdę wygodnie. Lou się
postarał, muszę mu się odwdzięczyć. Film trwał nie całe dwie
godziny. W międzyczasie wygłupialiśmy się Harry i Liam
komentowali przez cały film zachowanie głównych bohaterów, to
było zdecydowanie komiczne. W czasie trwania całego seansu w mojej
głowie kłębiły się różne rozwiązania całej tej sytuacji, ale
żadne z nich nie było zbyt dobre. Szepnęłam na ucho mulata, że
idę pogadać z rodzicami. Już wstawałam, kiedy zabrzmiał dzwonek.
Nikt z nas nie spodziewał się dzisiaj nikogo. Zauważyłam, że
nikt nie ma zamiaru wstać. Westchnęłam, jak zawsze to ja odwalam
najgorszą robotę. Szybko podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je a w
nich ujrzałam całą moją rodzinkę.
-Jak ja się za Tobą
stęskniłam córeczko.
-Mamo widziałyśmy się
wczoraj.
-Oj tam, dla mnie to
wieczność, a gdzie ten drugi łobuziak? Haroldzie?!- Zaczęła
wykrzykiwać imię mojego brata.
-Tylko nie Haroldzie,
jestem Harry mamo.- Powiedział chłopak witając się z kobietą.
Chłopcy również
przywitali się z gośćmi. Za sobą poczułam, że ktoś za mną
stoi, obróciłam się do osoby. To był Malik.
-Może wyczuli, że
chcesz z nimi pogadać.- Szepnął mi na ucho.
-Być może.
Chłopcy zaprosili całą
rodzinę Styles do środka. Lou razem z El poszli zaparzyć herbatę.
A reszta zasiadła w salonie. Od razu zaczęli o czymś gadać.
Przysiedliśmy do nich.
-Słyszeliśmy, że macie
zamiar współpracować z tą sławną firmą ubrań. Nie mogę w to
uwierzyć. Co prawda od jakiegoś czasu nie idzie im najlepiej, ale z
czasem znowu będą na szczycie.- Powiedziała Gem.
Cały czas się
przysłuchiwałam, czyżby mówili o tej firmie, co myślę.
-To prawda, dwa dni temu
zaczęliśmy współpracę z firmą ,,Fashion Corporation Jones”.-
Powiedział Liam zajadając ciasteczko. Omal nie wyplułam całego
soku z buzi. Na szczęście Zayn mnie asekurował.
-Słyszałem, że nie
mają zbyt dobrego kierownika czy też prezesa. Jestem ciekawy, co
nam zaproponują.- Powiedział Hazza.
Nie udzielałam się za
bardzo w dyskusje. Później z nimi pogadam. Byłam trochę zła, że
Zayn wszystko wiedział i mi nic nie powiedział. Wszyscy świetnie
się dogadywali, po półtorej godzinie chłopcy się ulotnili
zostałam tylko ja i rodzinka.
-Chciałam z wami
porozmawiać.- Zaczęłam. Od razu wszyscy zwrócili się do mnie.
-Tak słońce?
-Kilka dni temu,
odwiedziło mnie FBI..-zaczęłam, ale szybko przerwała mi matka.
-Jak to FBI, co żeś
naskrobała.
-Eh...Nic nie
naskrobałam, po prostu od jakiegoś czasu szukał mnie mecenas Hart.
Był on prawnikiem Państwa Jones.
-Co oni mają wspólnego.
Już za dużo zrobili krzywdy a teraz znowu.- Zaczął Robin.
-Chodzi o to, że przed
śmiercią Państwo zapisali mi spadek. - Powiedziałam.
Kolejny raz zapadła
cisza w moim otoczeniu.
-Jak to spadek?!- Zaczął
Harry.
-No tak to, nie mam
pojęcia, dlaczego mi. Dzisiaj byłam na spotkaniu z tym mecenasem.
Jestem jedynym spadkobiercą.- Dokończyłam.
Wszyscy byli zamyśleni,
na ich twarzach widniało również zdenerwowanie. Nie miałam im
tego za złe, sama mało z tego rozumiałam.
-No dobrze, a co Ci
zostawili?- Zapytała Gem.
Zaczęłam się drapać
po głowie, jak ja mam im powiedzieć. Westchnęła.
-Zostawili mi firmę.
-Co?!?!?!?!- Krzyknęli
wszyscy razem. Aż do pomieszczenia przybiegła reszta.
-Co się stało?- Zapytał
Niall.
-Nie wiem, co
powiedzieć.- Powiedziała jednocześnie moja mama i Robin.
-Moja mała siostrzyczka
dostała w spadku firmę.
Poczułam wzrok każdego
w tym pokoju.
-Masz własną firmę?-
Zapytał Lou.
-Jeszcze nie, mecenas
przekazał mi papiery, które muszę podpisać, aby odziedziczyć
firmę. Najpierw chciałam z wami pogadać i poznać wasze zdanie.
-Rozumiemy, to już
zależy od Ciebie czy chcesz to przyjąć czy nie.
-A, jaka to firma?
-,,Fashion Corporation
Jones”- powiedziałam szybko.
-No, co ty pier......-
Zaczął Harry, ale szybko przerwał widząc zły wzrok mamy.- Nie
powiesz.
Jakoś udało mu się
wybrnąć z sytuacji.
-Ostro będziesz jakby,
co z nami pracować. Ja się bardzo cieszę.- Powiedział Niall.
Uśmiechnęłam się do
niego.
-Casy, jesteśmy zawsze
po twoje stronie, jaką decyzję podejmiesz. Możesz na nas liczyć.
Pomożemy Ci.
-Wiem, dziękuje.
Rodzice siedzieli jeszcze
jakiś czas, rozmawialiśmy cały czas o tej firmie. Każdy
wypowiadał się, co myśli o niej. Szczerze, jeśli ją przejmę
planowałam zdecydowanie zmienić nazwę firmy. Nie chce by kojarzyli
mnie z rodziną Jones. Kiedy goście już wyszli, wszyscy położyliśmy
się spać. Każdy był wykończony dzisiejszym dniem. Zasnęłam
wtulona w Zayna, najcudowniejszego chłopaka na świecie.
Matko! ♥
OdpowiedzUsuńZadziwia mnie Twoja pomysłowość ;oo
Nie wiem z kąt Ty bierzesz tak dużo wspaniałych pomysłów♥♥
Cudownie, to wymyśliłaś z tą firmą! :)
Rozdział wspaniały! ♥
I Zayn taki słodki! ♥
Co ja mówię?!
Zayn i Casy - obydwoje są słodcy! ♥♥♥
I Louis! Awwww :D
On też cudownie odgrywa swoją rolę wujka! :D
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! ♥♥♥
Jestem bardzo ciekawa co wydarzy się w kolejnych rozdziałach ♥♥♥
Z niecierpliwością wyczekuję na każdy! ♥
Uwielbiam ta historię! ♥
Zapraszam Cię serdecznie na mojego nowego bloga :)
Mam nadzieję, ze również wpadniesz i skomentujesz ♥♥♥
Będę bardzo wdzieczna;)
Zapraszam też do zaobserwowania bloga- oczywiście jeśli się spodoba :) ♥♥♥
http://come-back-to-me-eff.blogspot.com/
Zapraszam :)
Pozdrawiam, życzę weny i do nastepnego ♥♥♥
Przepraszam, że tak późno pojawił się rozdział. Bardzo się cieszę, że się podoba historia. A na Twojego bloga chętnie wejdę i skomentuje. Pozdrawiam:*
UsuńPojawił się 1 rozdział http://come-back-to-me-eff.blogspot.com/ Zapraszam ♥♥♥
OdpowiedzUsuńcudo!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ale jak dla mnie Tomi za szybko to wszystko sobie poukładała w głowie. Ja na jej miejscu nie mówiłabym od razu wszystkim, ew. tylko Zaynowi, ogółem jak dla mnie za szybko przyswoiła sobie to, że jednak ma rodzinę i wgl. To jest tylko moje zdanie, i nie, wcale cię nie krytykuję :) Po prostu dla mnie to wszystko za szybko poszło
OdpowiedzUsuńDziękuje, za twoją opinię. Po przeczytaniu kilka razy również zauważyłam że akcja zbyt szybko sie dzieje. Postaram się niedługo może trochę poprawić. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKiedy next??????????????????
OdpowiedzUsuńJutro lub w niedziele. Na pewno się pojawi, obiecuje. Przepraszam, że tak długo nie dodaje. Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńHej Joasiu! ;) (chyba mogę tak mówić, co? No pewnie, że mogę :D )
OdpowiedzUsuńZacznę od tegoo, że odkryłam twojego bloga przez to, iż nominowałaś mój do LA za co dziękuję <3 I tak chciałam sprawdzić, o co chodzi na blogu i czytam od dzisiejszego popołudnia <3 I muszę ci powiedzieć, że wciągnęłaś mnie do tego swojego świata ;)
Tak więc zacznijmy od początku... :
Co przekonało mnie do zostania tutaj po przeczytaniu pierwszych dwóch rozdziałów? Po pierwsze wspaniała, orginalna fabuła <3 oraz historia, choć tragiczna, Cassy (Tomi) Ta dziewczyna naprawdę przeżyła dużo, ale nie poddała się. Każdy człowiek zapewne zwątpiłby i zamknął się w swoim własnym świecie ;) Ale nie Cassy! Ona zasługuje na podziw! Przez to, że jakoś przetrwała te trudności w życiu, teraz może cieszyć się tym, że ma cudowną rodzinę, chłopaka i przyjaciół, a także i obecnie spadek ;) To wszystko jest takim zadośćuczynieniem za wszelkie zło, które ją spotkało <3
Co do tych kilkunastu rozdziałów:
Uważam, że są boskie! <3 Pokazują jak Zayn zbliża się do Tomi i na odwrót ;) On jest taki czuły i opiekuńczy - wymarzony chłopak <3 Zawsze pomaga Cassy i za to go kocham! I jeszcze jaki roomantyczny <3 Uwielbiam tę parę i całym sercem im kibicuję! <3 Uwielbiam też te wszystkie zabawne sceny. Niektóre rozśmieszają mnie tak, że głupio śmieję się do siebie ;D Jak ty je wymyślasz? Ubóstwiam też chłopaków, którzy na każdym kroku żartują ;) Są fantastyczni!
A teraz jeszcze ta firma? Ciekawe ci zrobi Cassy? Czy podejmie temu wyzwaniu? Czy może jednak odmówi?
Czekam z niecierpiwością na kolejny rozdzialik ;D
Oczywiście to, co sądze nie da się wyrazić takim jednym marnym komentarzem, ale bolą mnie już ręcę id tego pisania na telefonie, więc kończe! <3
Całuski!
Weny!
<3 <3 <3