Koniecznie przeczytajcie pod rozdziałem!!!!!!!!!!!!!
Rano było mi bardzo wygodnie. Nie przeszkadzała mi nawet ta
sauna w namiocie. Zapach perfum Zayna drażnił mój nos. Chłopak obejmował mnie
delikatnie. Spojrzałam się na niego, wyglądał tak spokojne. Kilku dniowy zarost
dodawał mu charakteru. Był totalnie w moim guście. I do tego czekoladowe oczy
schowane pod powiekami. Westchnęłam, niewyobrażalnie dobrze czułam się w jego
towarzystwie. Z nikim nigdy nie czułam takiej więzi. Każdy z chłopaków miał coś
w sobie. Z pozostałą czwórką miałam raczej stosunki takie jak powinny być
pomiędzy rodzeństwem, ale z Zaynem było inaczej. Wpatrywałam się jeszcze jakiś
czas w twarz mulata. Nawet nie zauważyłam, że chłopak się obudził i teraz i on
się mi przygląda. Nie mogłam oderwać oczu od jego. Coraz bardziej ciągnęło mnie
do jego osoby.
-Dzień dobry.- Powiedział ziewając.
-Dzień dobry. – Odparłam.
Nie wiedziałam, co jeszcze powiedzieć. Wciąż tkwiłam w jego
objęciach.
-Mam nadzieje, że dobrze Ci się spało, bo mi świetnie.
-Tak, dziękuje gdyby nie ty pewnie nadal bym się kręciła i
Ci tylko przeszkadzała.
Delikatnie zaczęłam wstawać, ale po chwili powrotem leżałam,
przygwożdżona do materaca.
-Leż, pewnie jeszcze nikt nie wstał a my nie będziemy się
pierwsi zrywać. Jest jeszcze wczesna pora. – Powiedział zamykając oczy.
Zaśmiałam się, ale z niego leń.
-Nie ma spania, w takim razie pokażemy, że my śpiochy
wstajemy tak wcześnie. – Odparłam a w miedzy czasie próbowałam zdjąć z siebie
rękę Zayna. Ciężko mi to szło zdecydowanie zbyt wiele siły w to wkładał. Po
kilku minutach dałam sobie spokój.
-Dobra wygrałeś, nie mam siły się z Tobą siłować. Chłopak
uśmiechnął się do siebie.
-Dobra dziewczynka.
Cały czas leżeliśmy w namiocie i gadaliśmy o wszystkim, co
się nasunęło. Wspomniałam mu, że wybieram się do ASP ta informacja go ucieszyła
gdyż wierzył w moje umiejętności. Co prawda, co jakiś czas dopadały mnie
wątpliwości, ale On od razu mnie pocieszał, że dam radę. Spojrzałam na zegarek,
który położyłam przy głowie. Wskazówki pokazywały godzinę 10: 45, było już tak
późno.
-Koniec tego leniuchowania, czas wstawać mieliśmy wcześnie
wyjechać i co.
Wstałam z miejsca w miedzy czasie chłopak jęczał, że nie
chce mu się wstawać. Postanowiłam użyć drastycznych środków. Chwyciłam butelkę
napełnioną wodą i po chwili cała zawartość wylądowała na mulacie. Patrzyłam jak
szybko się obraca w moim kierunku. Jego wzrok mówił mi, że nie będzie łatwo
przed nim uciekać gdyby wzrok mógł zabijać. Szybko w miarę moich możliwości
wyszłam z namiotu i podskakując na jednej nodze udałam się do namiotów
chłopaków. Tylko jedno wolne miejsce było w namiocie Harrego, pewnie Lou gdzieś
polazł. W miarę szybko weszłam do namiotu i okryłam się śpiworem Lou. Modliłam
się tylko żeby mnie nie znalazł, bo będzie ze mną krucho. Poczułam, że osoba
obok mnie, objęła mnie wokół pasa. Cholera tego się nie spodziewałam.
-Lou zmieniłeś perfumy. Wiesz, że kocham ogórki.- Kędziorek
zaczął majaczyć przez sen.
Zachichotałam pod nosem. Czekałam grzecznie aż mulat mnie namiot,
w którym się ukrywam. Po chwili jego cień zniknął. Nie mogłam już oddychać pod tym
śpiworem. Wyszłam z pod niego. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Byłam na jakiś
czas bezpieczna. Spojrzałam się na Lokowatego coś w jego wyglądzie wydawało mi
się znajome. Wpatrywałam się w niego tak jakiś czas. Gdzieś Go już widziałam
tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Po chwili chłopak zaczął się budzić.
Kiedy mnie zobaczył troszeczkę się przestraszył, zamknęłam mu szybko buzie.
-Proszę tylko nie krzycz. – Powiedziałam zdejmując dłoń ze
jego ust.
-Możesz mi powiedzieć, co ty tu robisz i gdzie jest Louis? -Zapytał
spokojnie.
-Aktualnie się ukrywam a co do Louisa to nie wiem gdzie
polazł. Jak tu zajrzałam wcześniej to go już nie było.- Odparłam spokojnie.
- Rozumiem, jeśli mogę się domyślać uciekasz pewnie przed
Zaynem.
Zdziwiłam się, skąd On wiedział.
-Nie patrz się tak na mnie, mam oczy i widzę, co się miedzy
wami dzieje. A więc co się stało, że przed nim uciekasz? -Zapytał siadając po
turecku.
-Wylałam na niego wodę. – Odparłam.
Po chwili ciszy Harry wybuchnął śmiechem. Nie wiem, co w tym
takiego śmiesznego.
-Powiem Ci jedno, masz prze chlapane dziewczyno.- Powiedział
poprawiając swoje włosy.
-No, co ty nie powiesz. Aż się boje wyjść poza ten namiot.
- W końcu będziesz musiała niedługo stąd wyjeżdżamy.- Powiedział
wstając.
Nie musiał mi tego mówić, byłam tego pewna. Wzięłam głęboki
wdech i ruszyłam za Harrym. Kiedy chłopak wyszedł wychyliłam delikatnie głowę z
namiotu w pobliżu nigdzie nie widziałam mulata. Nagle wyczułam kogoś obecność
nad sobą. Opuściłam głowę.
-Cholera.- Zaklęłam.- Chciałeś coś ode mnie ? -Zapytałam
niewinnie.
-A żebyś wiedziała. – Powiedział a następnie wylał na mnie
całą zawartość butelki.
-Aaaa, niech no Cię dopadnę.- Powiedziałam.
-Nie uda Ci się w tym stanie.- Odparł, odchodząc.
Usiadłam sobie wygodnie, nie miałam, czym się wytrzeć a jedyne,
co było pod ręką to bluzka chyba, Harrego. Wzięłam ją do rąk i zaczęłam się
wycierać. Wszyscy przyglądali się moim poczynaniom. Dla nich to było zabawne,
ale nie dla mnie. Poprawiłam włosy i siedziałam sobie spokojnie aż złożą
namioty. Po niespełna 20 minutach został im ostatni, w którym właśnie
siedziałam. Kiedy bawiłam się zamkiem od namiotu podszedł do mnie Liam.
-Tomi, mogła byś usiąść sobie tam przy palenisku a my
szybciutko złożymy namiot. Nadal byłam wściekła na Zayna, a chłopcy nawet mi
nie pomogli. Chwilę się zastanawiałam, jak to wszystko rozwiązać.
-Nie rozmawiam z wami.- Odparłam.
Liam stał ze zdziwioną miną. Po chwili przyszli pozostali.
-Liam, na co czekasz, składaj ten namiot i jedziemy coś
zjeść, głodny jestem.- Powiedział Niall.
-Wiesz chciałbym, ale Tomi się buntuje. Powiedziała, że z
nami nie gada.- Powiedział drapiąc się po głowie.
-No Tomi, na serio? Nie możesz gniewać się na Nas w
samochodzie? -Zapytał Niall.
Odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie mam zamiaru im tak
szybko wybaczyć. Nie minęła nawet sekunda a już byłam w ramionach Lou. Zaczęłam
krzyczeć i bić go, ale nic to nie dało.
-Przestań się szarpać, bo spadniesz.- Powiedział usadawiając
mnie w samochodzie. Całe te przedstawienie jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.
Zapięłam bezpiecznie pasy i czekałam aż reszta wszystko usprzątanie. Nie
musiałam długo czekać już po chwili miejsce obok mnie zajął Liam a reszta
pozostałe. Przede mną siedział Lou. Postanowiłam mu trochę dopiec i położyłam
swoje nogi między fotele jego i Niella. Chce wojny to ją będzie miał. Liam
podśmiewał się pod nosem. Machałam sobie w rytm muzyki, jaka leciała w radiu. A
że była to szybka piosenka to ich fotele się ruszały.
-Czy możesz przestać, to robić. Nie możemy spać. – Powiedział
Lou.
-Przepraszam czy mi się wydawało czy ktoś coś mówił, Liam
kotenieńku czy coś mówiłeś?- zapytałam miłym głosem. Liam już nie mógł wyrobić
i zaczął się głośno śmiać.
-Nie mogę z wami, szczerze czuje się jak w dobrej komedii. –
Powiedział wycierając łzy.
To dobrze, że to go rozbawiło, zawsze starał się przy nas
być taki poważny. W końcu udało mi się go rozśmieszyć. To był mój wielki
sukces. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Wiesz Tomi wydaje mi się, że ktoś coś szeptał, ale nie mam pojęcia,
kto. – Powiedział.
-Ej…bez takich my po prostu chcemy spać. W nocy nie za
dobrze spaliśmy.- Zaczął się tłumaczyć, Niall.
-W takim razie, co wy robiliście w nocy, …chociaż nie, nie
mówcie, wole nie wiedzieć. – Szybko dopowiedziałam.
-Ja również nie chce wiedzieć.- Powiedział Zayn.
Tak jechaliśmy w ciszy, aż w końcu zasnęłam szczerze nie mam
pojęcia jak. Śniło mi się to samo, co kilka dni temu. Łąka, na której byliśmy
kilka godzin temu a potem ta kobieta na placu zabaw. Kiedy miałam już zobaczyć
twarz, obudziły mnie jakieś krzyki. Przetarłam zaspane oczy. Rozejrzałam się
skąd dochodzą te odgłosy. Już po chwili ujrzałam całą piątkę dyskutując o czymś
zawzięcie. Wyszłam z samochodu. Spojrzałam się na nich, oni mnie nie zauważyli.
Cały czas przypatrywałam się im jak się przy tym wszystkim kłócą. Już zaczynała
mnie głowa boleć od tych wrzasków.
-Możecie w końcu się zamknąć i na spokojnie wszystko robić?-
Zapytałam masując skronie, lecz to było na nic.
-To nie nasza wina, że Lou coś zepsuł.- Powiedział Harry.
Spojrzałam się na wspomnianego chłopaka, który się tylko
głupio uśmiechał. Tak to jest, kiedy dopuszczasz głupiego chłopaka do czegoś. Pokuśtykałam,
do Liama który zajął się robotą.
-I jak tam sytuacja?- Zapytałam
-Do kitu, Lou jak to możliwe, aby coś takiego zepsuć.- Powiedział
niedowierzając.
-To, po co go dopuszczaliście do tego.- Powiedziałam.
-Ponieważ powiedział, że potrafi to naprawić, a zrobił
jeszcze gorzej.- Zaczął się drzeć Niall.
Westchnęłam. Usiadłam na poboczu i czekałam aż to wszystko
się skończy. Szczerze miałam już dość tego wyjazdu, wszystko się psuło w tym
samochodzie, jak nie klimatyzacja to radio, jak nie pasy to coś z silnikiem.
-Jedyne, co mogę stwierdzić to wasze samochody to złomy. –Powiedziałam.
Chłopcy od razu się zbulwersowali.
-Nie prawda mamy świetne samochody, które są bardzo drogie.-
Powiedział Hazza.
-No i co z tego, że są drogie jak ich, jakość jest gorsza.
-Nie wiem, o co Ci teraz chodzi. Ciągle czepiasz się naszych
samochodów, jak nie Zayna to tego. W końcu my jakiś mamy, a nie……- zaczął się
drzeć Harry. To, co powiedział totalnie mnie zszokowało, nie spodziewałam się
tego, a co najważniejsze chłopcy również. W moich oczach pojawiły się łzy.
Szybko je wytarłam tak, aby nikt ich nie zauważył. Wstałam szybko na ile
pozwoliła mi noga. Ruszyłam do samochodu, wzięłam swój plecak jak również kule.
Poprawiłam jeszcze koszulkę i ruszyłam w kierunku miasta. Nawet nie pożegnałam
się z nimi. Szłam bardzo powoli, ale nie zamierzałam się cofać. Może to prawda,
że nie mam samochodu gdyż został totalnie zmiażdżony na wysypisku. Jak również
nie jestem tak bogata jak oni i nie stać mnie na nowy. Jestem po prostu szarym człowieczkiem,
który żyję, jak co dzień nie mając konkretnego celu. Nie mogłam już utrzymać
łez, zaczęły lecieć jak wodospad. Byłam już jakiś kawałek, ale i tak słyszałam
jak chłopacy się na niego drą. Po niespełna kilka minut usłyszałam jak ktoś za
mną woła nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Poczułam delikatne szarpnięcie, po
dotyku wiedziałam, że to Zayn. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w twarz nie teraz,
kiedy jestem zapłakana.
-Tomi, proszę nie smuć się i nie denerwuj się na niego. On
wcale tak nie myśli.- Powiedział łagodnie. – Proszę wróć ze mną do samochodu
nie będziesz szła na piechotę. Tomi proszę Cię spójrz na mnie.- Kontynuował.
Kiedy nie zauważył żadnej reakcji z mojej strony, przekręcił
moją twarz w swoją stronę. PO chwili mocno mnie przytulił nie wytrzymałam tego
i Wybuchnęłam płaczem. Wszystko się na mnie zwaliło, całe emocje.
-Ciii, nie płacz. Jestem przy Tobie, zawsze możesz na Nas
liczyć. Pamiętaj jesteśmy Twoją rodziną nawet Harry. Nie przejmuj się Nim po
prostu każdy jest podenerwowany tą sytuacją z samochodem. Uspokój się, weź
głęboki wdech.- Powiedział tak czule, jakoś jego głos koił mój wewnętrzny ból.
Delikatnie odsunęłam się od Niego. Chłopak przetarł kciukiem moje oczy a
następnie szeroko się uśmiechnął odwzajemniłam go. Tak jak mi polecił wzięłam
głęboki wdech a następnie wypuściłam całe powietrze, poczułam się lepiej.
Ruszyliśmy powrotem do chłopaków. Styles stał z głową w dół, a reszta współczująco
się uśmiechała. Delikatnie odwzajemniłam uśmiech. Ominęłam Lokowatego i
zasiadłam na swoim miejscu. Nie miałam zamiaru się do niego odzywać.
Spędziliśmy na przymusowym postoju jeszcze pół godziny, po tym czasie samochód
był już sprawny. Liam coś mi tłumaczył, co się zepsuło, ale ja nadal nie
rozumiałam w końcu prawda jest taka, że się nie znam na samochodach.
Wcześniejszy samochód kupiłam po tym jak Billy mi go doradził. To on mi zawsze
naprawiaj rzeczy, które się zepsuły. Nagle otworzyłam szeroko oczy, właśnie
sobie uświadomiłam, że przed wypadkiem to właśnie Billy coś grzebał w moim
samochodzie. Wtedy mówiłam mu, że wszystko jest sprawne, ale On ciągle się narzucał,
że sprawdzi na wypadek czegoś. No właśnie czegoś, takiego jak mój wypadek samochodowy,
w którym miałam zginąć jak wcześniej wspomniała policja to nie był wypadek,
tylko mówiąc wprost próba zabójstwa. Właśnie teraz sobie to uświadomiłam wszystko,
co mnie złego spotkało miało związek z Billym to właśnie On zachowywał się
podejrzanie. Za każdym razem. Od tego wszystkiego huczało mi w głowie.
Zapanowała we mnie panika. Zaczęłam głęboko oddychać. Ta osoba czyha na moje
życie, a ja nawet nie wiem, dlaczego. Przyłożyłam dłoń do szyi, nie mogłam
oddychać. Brakowało mi tlenu. Zayn przyglądał mi się badawczo.
-Tomi, co się dzieje? Dobrze się czuje? -Zapytał zmartwiony.
Nie mogłam nic powiedzieć, strach wywołał atak paniki.
-Boże, powiedz mi, co się dzieje?
-Duszę się.- Powiedziałam cicho.
Chłopak szybko zareagował i otworzył wszystkie okna. Każdy
się przyglądał mojej osobie. Skierowałam twarz do okna a następnie zaczęłam
głęboko oddychać. Byłam w tej pozie kilka minut, po upływie tego czasu czułam
się lepiej.
-Czy już Ci lepiej, tak się martwiliśmy.- Powiedział Lou.
-Już wszystko w porządku. Przepraszam za wywołanie takiego
zamieszania.
Było mi głupio, że tak ich wystraszyłam. Spojrzałam na ich
zmartwione twarze, które po chwili się uspakajały. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Co się stało, dlaczego tak nagle spanikowałaś? -Zapytał
Liam.
-Po prostu uświadomiłam sobie, że moje życie jest do kitu. I
że kiedyś najbliższa mi osoba próbowała mnie zabić. – Powiedziałam cicho.
Cała piątka siedziała cicho. Nie spodziewali się czegoś
takiego, tak samo jak ja.
-Masz namyśli Billego?- Zapytał do tej pory cicho siedzący
Harry.
Przytaknęłam.
-I jestem pewna, że to nie był pierwszy raz. To już zaczęło
się wcześniej. Nawet nie wiem, dlaczego tak mnie nienawidzi. Nic mu nie
zrobiłam. Poczułam dłoń na ramieniu. Spojrzałam w tym kierunku. To mulat mnie
pocieszał.
-Nie martw się na zapas, jak coś zawsze możesz na nas
liczyć. Jak coś się będzie działo dzwoń do Nas o każdej porze dnia..- Zaczął,
ale blondyn mu przerwał.
-Tylko nie w porze obiadowej, bo wtedy jem i raczej nie będę
mógł się wyrwać.
Wybuchnęłam śmiechem, ten to jak zawsze umie zmniejszyć
napięcie. Kilka razy dostał po głowie od chłopaków.
-Oj ja tylko żartowałem, nie znacie się na żartach.
Nudziarze z Was.- Powiedział odwracając się od Nas.
-Dziękuje Wam i Tobie też Niall ten żart był najlepszy. – Powiedziałam,
chłopak od razu się odwrócił w moim kierunku i szeroko uśmiechnął.
-A tak w ogóle to za ile będziemy, bo wiecie trochę
zgłodniałam.- Powiedziałam a po chwili mój brzuch wydał nie ziemskie odgłosy.
Zawstydziłam się. Chłopcy tylko się ze mnie śmiali.
-To nie jest śmieszne, nie jadłam śniadania.
-Oj nie denerwuj się księżniczko, za niedługo będziemy w
Nando’s. – odparł Lou.
Uśmiechnęłam się zadowolona.
Jechaliśmy jakiś czas, kiedy nagle odezwał się Niall.
-Tomi, a ty masz zamiar tak wyjść? -Zapytał.
-Tak, a co w tym złego? -Zapytałam, a następnie spojrzałam
na swój ubiór. Buzia opadła mi do ziemi. Cholera wtedy, kiedy Lou zaniósł mnie
do samochodu nie zdążyłam się przebrać.
-Chyba ktoś zapomniał się przebrać.- Drążył temat.
-Oj zamknij się.- Powiedziałam.- Jak ja teraz wyjdę.- Zaczęłam się zastanawiać.
-Uważam, że wyglądasz bardzo uroczo.- z komplementował mój strój Malik. Na mojej
twarzy od razu wyskoczyły rumieńce.
-Oooo Tomi się zarumieniła. Jak słodko.- Powiedział Lou.
Rzuciłam w niego poduszką, którą miałam pod ręką, a że ta się odbiła od jego
głowy to również trafiła Harrego. Cholera tego nie planowałam. Aż się boje
spojrzeć, po chwili usłyszałam donośny śmiech. Spojrzałam w kierunku tego
śmiechu to właśnie Hazza się śmiał. Tego się nie spodziewałam. Ten śmiech
różnił się od tego, co zawsze ten był taki szczery. To wywołało, że moje serce
zmiękło. Mimo że było tak miło i tak została sprawa z tym jak ja wyglądam.
Spojrzałam do plecaka, który miałam przy sobie, była tam moja sukienka.
Westchnęłam, nie pozostaje mi nic innego jak przebrać się właśnie tu.
-Dobra, chłopaki zamykać oczy.- Powiedziałam pewnie. Ci na
mnie spojrzeli jak na kosmitów.
-No, na co czekacie jakoś musze się przebrać. A w tym stroju
na pewno nie wyjdę na ulicę, za dużo ludzi będzie mnie widziało.
-Ale jak my będziemy prowadzić.-Powiedział Lou.
Spojrzałam na niego jak na głupka.
-Z tego, co mi wiadomo to potrzebny jest tylko jeden człowiek,
aby kierować samochodem a nie piątka. Dlatego Wy zamkniecie oczy a Liam ma
patrzeć tylko na drogę, jeżeli spróbujecie mnie podglądać to ręczę, że coś
stracicie i to będzie coś, co kochacie.- Ostrzegłam ich. Nie czekałam za długo
a Oni zamknęli szybko oczy. Uśmiechnęłam się szeroko.
Zaczęłam się rozbierać. Miałam trochę trudności gdyż było
strasznie ciasno, co jakiś czas zahaczałam o ramię, Zayna. Przy tym trochę się
nie spokojnie poruszał. W końcu po wielu trudnościach byłam przebrana.
-Dobra możecie otworzyć oczy, już się przebrałam.
Chłopcu przetarli oczy a następnie jechaliśmy dalej do
ulubionego miejsca Horana, czyli Nando’s. Zanim tam dotarliśmy minęło pół
godziny. Byłam strasznie głodna tak jak reszta tylko Oni tego nie okazywali no,
oprócz Nialla ale On zawsze jest głodny, więc to nic dziwnego. Kiedy
zaparkowaliśmy samochód, ruszyliśmy do restauracji. Zasiedliśmy na wolnych
miejscach i już po chwili zamówiliśmy wyśmienite jedzenie. To było spełnienie
marzeń, zamówiłam łagodne udka, natomiast chłopcy jakieś pikantne rzeczy. Nie
dla mnie coś takiego. Za każdym razem, gdy jadłam coś ostrego oczy napełniały
mi się łzami.
-Tomi chcesz spróbować? -Zapytał mulat.
Potrząsnęłam głową negatywnie.
-Nie lubię ostrych rzeczy.- Powiedziałam.
-Ale one wcale takie nie są.- Powiedział, Niall.- Są po
prostu dobrze doprawione.-Wytłumaczył blondyn.
-Myślę, że po prostu się już uodporniliście i na Was to nie
działa.
-Nasze z porównaniem z Zayna jest łagodne, On zawsze prosi o
ostrzejsze.
Spojrzałam na chłopaka, jak On może coś takiego jeść. Mi to
pewnie by buzie wypaliło. Nie chciało Nam się stąd wychodzić, było Nam tak
dobrze. Ale w końcu trzeba wracać do realnego świata. Chłopcy odwieźli mnie do
domu, w między czasie dowiedziałam się, że wszystkie słodycze, które miałam
zjadł nasz Blondynek. Mogłam się tego spodziewać, że nie wytrzyma bez słodyczy.
A ja jakoś dała radę. Pożegnałam się z chłopakami, natomiast Zayn poszedł mnie
odprowadzić. Pomógł mi wejść po schodach. Zastanawiałam się nad wszystkim, co
mnie spotkało. O tym, co czuje do Zayna to, co powiedział mi Lou dało mi do
myślenia. Może bałam się konsekwencji, ale coś wyjątkowego może mnie ominąć.
Kiedy byliśmy już na górze, troszeczkę się wahałam.
-To trzymaj się Tomi.- Chłopak już chciał iść.
-Zayn…- zaczęłam chłopak odwrócił się w moją stronę.
Podeszłam do niego i powoli zbliżyłam swoje usta do jego. Złożyłam delikatny
pocałunek na nich. Chłopak był zaskoczony, ale po chwili oddał go. Kiedy się
oderwaliśmy od siebie mulat spojrzał się na mnie.
-Czy to…- zaczął, ale ja mu przerwałam.
-Spróbujmy, nic nas to nie kosztuje możemy tylko coś
stracić. – Powiedziałam, delikatnie się uśmiechając.
Chłopak objął mnie delikatnie a następnie namiętnie
pocałował. Totalnie mogę stwierdzić, że Zayn cudownie całuje.
-Dobranoc Tomi.
-Dobranoc.
Chłopak odszedł a ja weszłam do mieszkania. Oparłam się o
drzwi, na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Byłam szczęśliwa. W końcu coś
zaczęło się układać. Odświeżyłam się i przebrałam. Było już po 20, postanowiłam,
że dokończę portret kobiety, która przyśniła mi się kilka dni wcześniej.
Całe te malowanie całkowicie mnie pochłonęło. Kiedy poczułam,
że moje oczy się zamykają, odłożyłam blok i ruszyłam do łóżka. Była strasznie zmęczona,
więc długo nie czekałam i zasnęłam.
Znowu
znalazłam się na łące, wraz z tym chłopcem. Z daleka mogę stwierdzić, że
byliśmy bardzo zżyci. Dzieci bawiły się chyba w ganianego. Zauważyłam, że
chłopiec specjalnie zwalnia, tak, aby młodsza dziewczynka mogła go złapać. To
było bardzo miłe z jego strony. Kiedy chciałam podejść do nich otoczenie
zaczęło się zmieniać. Teraz znajdywałam się w kuchni w starym mieszkaniu. Przy
stole siedziało młode małżeństwo i ktoś jeszcze. Podeszłam bliżej, bardzo
zawzięcie o czymś rozmawiali. Wręcz kłócili się.
Będąc bliżej poznałam swoich rodziców.
-Za dużo od Nas żądasz.- Powiedział mój ojciec.
-Jestem pewien, że dałbyś więcej, w końcu chcecie tego
dziecka. Tak od wielu lat się o nie staracie i nic. Zawsze możecie zastosować
standardowe środki, takie jak adopcja.- Powiedział nieznajomy.
-Wiesz, że na to długo się czeka i nie ma pewności, że się
uda. My potrzebujemy spadkobiercy naszej firmy. Jak nie to Ona upadnie.
Nie mogłam zrozumieć, o czym Oni rozmawiają, o jakiś
nielegalnych inwestycjach.
-Dlatego wiem, że zapłacie, taką cenę. 3 Miliony i
dziewczynka jest wasza. Jej uroda jest wyjątkowa. Sami zobaczycie. Człowiek
wstał z krzesła i wyszedł z pomieszczenia, lecz po chwili wrócił w towarzystwie
małej dziewczynki. Oparłam się o ścianę, nie mogłam w to uwierzyć to była ta
sama dziewczynka, którą widziałam na łące. Była taka zagubiona.
-Kochanie to są Twoi nowi rodzice. Przywitaj się z nimi.- Powiedział
popychając ją do przodu.
-Witaj kochanie, od dzisiaj będę twoją mamą, cieszysz się? -Zapytała
kobieta.
Dziewczynka nic nie powiedziała, tylko przytaknęła.
-A, więc zgadzacie się? -Zapytał.
-Uważamy, że jest warta tej ceny, ma naprawdę niespotykaną
urodę.
-A, więc ubiliśmy targu. Idź się pobawić zabawkami w drugim
pokoju.- Powiedziała matka. Dziewczynka szybko pobiegła do pokoju.
-Radzę wam na jakiś czas wyjechać, aż sprawa ucichnie.- Powiedział
mężczyzna.
-Tak będzie najlepiej.
-Od razu zacznijcie mówić do niej innym i mieniem tak, aby
przyzwyczajała się do niego. W końcu nie może zachować swoje starego imienia i
nazwiska. Ktoś by się skapnął.
-Już wcześniej się nad tym zastanawialiśmy, wybraliśmy jej
wyjątkowe imię bardziej pasujące od tego, które miała. W końcu, kto w tych
czasach nazywa dziecko Casy.- Powiedział ojciec.
Nie mogłam w to uwierzyć, co się właśnie stało. Przed moimi
oczami odbył się handel ludźmi. Ruszyłam za małżeństwem, które skierowało się
do pokoju gdzie spędzało czas dziecko.
Zasiedli na podłodze i przyglądali się bawiącemu dziecku.
-Kochanie, musimy Ci coś powiedzieć. Od dzisiaj nazywasz się
Kimberly Jones. Zapamiętasz prawda. –Powiedziała łagodnie. Dziewczynka
delikatnie przytaknęła.
-Casy Styles nie istnieje. Pamiętaj to my jesteśmy twoją
rodziną.
Obudziłam się zalana potem, nie mogłam złapać oddechu,
dusiłam się w tym pomieszczeniu. Szybko wyszłam z łóżka i udałam się na balkon,
kiedy już byłam na miejscu poczułam delikatny letni wiaterek. Nie mogłam się
uspokoić. To było coś, co mną wstrząsnęło. Właśnie sobie uświadomiłam, że całe
moje życie było kłamstwem. Rodzina, historia. Wszystko pękło jak bańka mydlana.
Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy nie mogłam ich opanować. Wybuchnęłam
głośnym płaczem. Zostałam ponownie zraniona. Czy to właśnie takie jest moje
życie, wielkim kłamstwem. W taki razie gdzie jest moja prawdziwa rodzina, gdzie
jest moje miejsce.
Jest mi naprawdę przykro, ale muszę to napisać. Na jakiś
czas wstrzymuję umieszczanie rozdziałów gdyż teraz muszę skupić się na zbliżających
się egzaminach maturalnych. Ale obiecuje, że nie rezygnuje z pisania jak tylko
wszystko się skończy umieszczę nowy ciekawy rozdział. Mam nadzieje, że będziecie
cierpliwie czekać i nie skreślicie mnie od razu. Przepraszam.
Pozdrawiam:* :)